Pamiętam, że to dłuższe opowiadanie Zweiga czytałem dawno temu w jakimś periodyku, wtedy bardzo mnie zafascynowało. Po latach wróciłem do lektury, słuchając audiobooka wydanego przez Potop, niestety przy okazji nie wydano ani ebooka ani książki papierowej...
Rzecz jest napisana w typowej manierze Zweiga, czyli mocno egzaltowana, pełna wewnętrznego napięcia. Poza tym traktuje o szachach, które bardzo lubię, ale graczem jestem raczej marnym. A dzieje się pod koniec lat 30., gdy królewska gra miała daleko ważniejszy status niż obecnie, ciekawie o tym zresztą pisze Zweig w swoim typowym stylu: „Lecz czyż nie dopuszczamy się już zgoła obelżywego ograniczenia nazywając szachy grą? Czyż nie są one również wiedzą, sztuką, wahając się między tymi dwie ma kategoriami jak trumna Mahometa pomiędzy niebem i ziemią, jakimś jednorazowym związkiem wszelkich przeciwstawnych par; czymś prastarym, a jednak wiecznie nowym, mechanicznym w założeniu, jednak skutecznym jedynie przez fantazję, czymś ograniczonym w geometrycznie sztywnej przestrzeni, a przy tym nieograniczonym w kombinacjach, rozwijającym się stale, a jednak jałowym myśleniem, które do niczego nie prowadzi, matematyką, która niczego nie oblicza, sztuką bez dzieł, architekturą bez substancji, niemniej jednak dowodnie trwalszą w swym bycie i istnieniu od wielu książek i dzieł?”
Nie będę streszczał dość prostej fabuły, która zresztą jest szalenie frapująca, przyciągają zwłaszcza uwagę wątki psychologiczne. Z drugiej strony w kilku miejscach wywody Zweiga są bardzo wątpliwe z psychologicznego i szachowego punktu widzenia.
Weźmy jednego z bohaterów książki, szachowego mistrza świata Mirko Czentovica, Zweig portretuje go jako chłopa pochodzącego z Bałkanów, osobnika prymitywnego wręcz tępego, nieumiejącego się wysławiać, robiącego błędy ortograficzne w każdym zdaniu, ale szachowego geniusza, który na 64 polach tworzy cuda. Notabene, chłopak nauczył się grać, obserwując partie notabli ze wsi, w której mieszkał. Tu powtarza Zweig legendę, że mały Capablanca, trzeci mistrz świata, nauczył się grać w podobny sposób: obserwując partie grane przez ojca z przyjacielem. Teza o prymitywizmie Czentovica jest trudna do obrony, wszyscy szachowi mistrzowie świata byli wybitnie inteligentni i mieli liczne zainteresowania – na przykład Capablanca był poliglotą i dyplomatą. Może jedynym żyjącym tylko dla szachów był Bobby Fischer, ale on miał IQ powyżej 150.
Druga wątpliwość bierze się z faktu, że drugi bohater książki, doktor B., raczej marny szachista, który z konieczności nauczył się na pamięć 150 partii mistrzów, a potem grał bez końca ze sobą w szachy, nabiera po tym jednostronnym treningu takiej siły gry, że jest w stanie wygrać z mistrzem świata. To po prostu niemożliwe, to tak nie działa: żeby znakomicie grać w szachy, trzeba mieć wielki talent, poza tym rozegrać setki partii z innymi ludźmi, również dużo trenować, nie wystarczy gra z samym sobą.
Ma książka zatem swoje nieprawdopodobieństwa psychologiczne, ale z drugiej strony jest świetnie napisana, plastycznie z nerwem i humorem, no miał Zweig rzemiosło pisarskie w małym palcu. Wysłuchałem zatem tego krótkiego (2 godz. 10 min) audiobooka z wielką przyjemnością pomimo słabej interpretacji Krzysztofa Baranowskiego.