Mam bardzo duży problem z oceną tej książki, w której narratorem jest Julia żyjąca w przemocowym związku. Dopiero w posłowiu autor ujawnia, że postać jest wzorowana na prawdziwej ofierze przemocy psychicznej i fizycznej, że opisał historię kobiety, która go o to poprosiła, wplatając w nią własny wątek kryminalny. Gdyby książka wyszła spod pióra kobiety, nie pozostawiłabym na niej suchej nitki, ale książkę napisał mężczyzna, który w moim odczuciu nie rozumiał postaci, którą stworzył. Nie jest tajemnicą, że takie historie się zdarzają, że kobiety tkwią w toksycznych relacjach, mimo że zdają sobie sprawę, że to niszczy ich poczucie własnej wartości, kobiecość i chęć do życia. Zdaje mi się dziwym już sam fakt, że kobieta, która przez lata była krzywdzona, zgłosiła się do mężczyzny, by mu opowiadać o upokorzeniach, gwałtach, znęcaniu psychicznym i fizycznym. Ale ok... Przyjmijmy, że wierzę... Przez wzgląd na ofiarę, której losy częściowo zostały opisane, nie będę oceniać jej postawy a jedynie sytuacje, reakcje, które zdają mi się wymysłem autora.
Podstawowym problemem była główna bohaterka i pierwszoosobowa narratora powieści. Tak niespójnej kreacji jeszcze nie spotkałam na łamach powieści. Szara myszka, zakompleksiona Julia z utęsknieniem oczekuje na dzień swoich 40 urodzin, śniąc co noc o namiętnym partnerze, którego jeszcze nie poznała. Przy okazji urodzin planuje też zajść w ciążę, ale tym razem zamierza lepiej dobrać dawcę nasienia (nazwane "upłynnionym żarem"). Nie zmieniając nic w swoim życiu ani wyglądzie wie, że dzień jej urodzin zmieni wszystko. I tak się dzieje. Julia staje się pewna siebie, poznaje boskiego księcia z bajki, w postaci Oskara, w którym zakochuje się w kilka sekund i układa "dorosłe" życie na nowo.
"Doszłam do wniosku, że to niewiarygodne, jak siłą swych marzeń i ogromną determinacją można wywrzeć presję na świat, przyprzeć do muru opatrzność i wymusić na niej powodzenie swoich wszystkich planów. Moje realizowały się jeden po drugim. Komplet postanowień, jakie powzięłam w związku z czterdziestymi urodzinami, w niewytłumaczalny, magiczny wręcz sposób się urzeczywistniał. Nie dowierzałam w ten cud i co jakiś czas sama siebie musiałam uszczypnąć. "
Do tego momentu kreacja Julii jest przerażająco infantylna. Jednoczenie Julia była ukazana jako rozsądna matka, która nie oglądając się za siebie, zostawiła ojca dziecka, gdy pierwszy raz podniósł na nią rękę. Czy kobieta, która była na tyle silna, by zostawić męża po pierwszym przejawie agresji, mogłaby wpakować się w inny przemocowy związek i tkwić w nim przez kilka lat? W moim odczuciu takie zestawienie postaw nie trzyma się kupy. Julia samotnie wychowała syna, który, co podkreślała wielokrotnie, jest dla niej najważniejszy. Nie ma to niestety odzwierciedlenia w książce. Dorosły już Marcel jest, bo jest i tylko przemyka jak cień gdzieś w tle. W sytuacji, gdy psychopata, z którym związała się Julia, wykorzystuje dziecko jako kartę przetargową, zagraża jego życiu po raz pierwszy, ta ulega i opowiada się po stronie partnera. Absolutnie tego nie kupuję! Albo jest matka, dla której dziecko, jest centrum wszechświata, albo matka, dla której dziecko niewiele znaczy. Te dwie postawy wykluczają się wzajemnie. Są abstrakcją. Jeśli ta sytuacja nie była wymysłem autora, a kobieta będąca pierwowzorem Julii dawała ciche przyzwolenie na takie karygodne zachowania partnera wobec jej dziecka, to zasłużyła na wszystko, co ją spotkało.
Sprzecznością jest też, że Julia została ukazana jako trzeźwo patrząca na świat, zdająca sobie sprawę z zagrożeń, mająca świadomość uzależnienia od psychopaty, niby stabilna emocjonalnie, a strasznie rozchwiana. Utraciła samodzielność, a jednocześnie potrafiła funkcjonować z dala od oprawcy. Raz miała myśli samobójcze, by po chwili podejmować kolejną walkę o względy Oskara. Złamana ni z tego, ni z owego postanawia podnieść się z kolan i walczyć z rywalką o względy faceta, z którym tkwiła w patologicznym związku i miała tego świadomość. Z rywalką, którą postrzegała jako ucieleśnienie kobiecego ideału, kilkanaście lat młodszą, wiele kilo lżejszą i znacznie piękniejszą.
"Dochodzeniu do przekonania, że wszystkie są efektem mojej beznadziejności. Zakompleksienia, nadwagi, starości, brzydoty, braku swego zdania, a przede wszystkim niemożności porównania siebie do jakiejkolwiek, nawet najmniej atrakcyjnej, kobiety. Każda z nich była lepsza ode mnie. Pod wieloma względami."
Postać rywalki również jest dla mnie kompletnie niezrozumiała. Paulina została przedstawiona, jako kolejna ofiara Oskara, ale jej postawa, pewność siebie, przekonanie o własnej wartości, a także zachowanie mężczyzny wobec niej, całkowicie temu przeczy.
Nie czytałam innych książek autora, więc nie wiem, czy taka hiperbolizacja tekstu, jaka została użyta w tej powieści, jest u niego normą. Jak dla mnie taki poetycki styl włożony w usta Julii deprecjonował ją, jako ofiarę. Za dużo okrągłych słów do opisania psychopatycznych zachowań.
Powieść miała być przestrogą oraz hołdem dla upokorzonych kobiet, które znalazły w sobie siłę, by walczyć o siebie. Czy wyszło? W moim odczuciu nie. Wyszło kuriozalnie. Nie rozumiem etiologii zachowań Julii. Mam wrażenie, że to męskie postrzeganie kobiecej traumy, które nie było wynikiem spotkania z ofiarą, a co najwyżej zlepkiem medialnych informacji różnych historii. Jeśli zaś Agnieszka istnieje, to została ofiarą po raz kolejny. To ją oceniają czytelnicy, a autor zbiera pochwały za podkoloryzowanie historii, sprawienie jej bardziej atrakcyjną, bardziej komercyjną i zarabia na jej publikacji.
Fatal error...