Kiedy po przeczytaniu książki zostają nie tylko emocje, ale również notatki, to znaczy, że lektura była udana i wartościowa. Po "Familoki. Śląskie mikrokosmosy" Kamila Iwanickiego sięgnęłam m. in. dlatego, że książka porusza tematykę mojego regionu, a familoki nie są mi obce, bo są wpisane w śląski krajobraz. I chociaż w moim mieście typowych familoków nie było, a w miejscowości, w której mieszkała moja babcia, nie było całej kolonii, lecz tylko cztery takie budynki, to ich wygląd, pobliskie podwórka i chlewiki ciągle pozostają w mojej pamięci. Autor nie opisuje każdego miejsca, w którym na Górnym Śląsku wybudowano familoki. Wybiera kilka, m. in. słynny i niepowtarzalny Nikiszowiec, Giszowiec, Ficinus, Lipiny. Tak jak Kamil Iwanicki pisze we wstępie, książka nie wyczerpuje tematu i jest to subiektywny przegląd tego typu budownictwa.
Zaletą tej książki jest to, że nie jest to suchy wywód, ale odczuwamy emocje. Historia, kultura, tradycja, wspomnienia mieszkańców sprawiają, że familoki żyją i niektóre umierają na zapisanych kartach. Te zachowane do dnia dzisiejszego są dowodem, że ochrona dziedzictwa postindustrialnego się opłaca i czasem lepiej zachować, niż burzyć. Bardzo ciekawy jest historyczny wywód na temat przemiany terenów górnośląskich z rolniczych na przemysłowe. Autor wplata pomiędzy historię familoków dzieje Górnego Śląska - nienachalnie, jakby dyskretnie, starając się nieskomplikowanie wyjaśnić nierzadkie zawiłości. Znajdziemy tutaj również wiele ciekawostek, m. in. na temat paszportu do Sosnowca wprowadzonego przez tamtejszy Urząd Miasta i podłoża tego pomysłu.
Na kartach "Familoków" wspomniano wiele osób, które są nie tylko znane na Śląsku, ale stały się bohaterami innych książek, m. in. Jolanta Wadowska-Król ("Doktórka od familoków" Magdaleny Majcher i "Moja Ołowianko, klęknij na kolanko" Marty Fox) czy Karol Godula ("Księga Raziela" Krystiana Gałuszki), są pisarzami jak, np. Janosch ("Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny", "Ach, jak cudowna jest Panama" i in.), Horst Bienek ("Brzozy i wielkie piece: dzieciństwo na Górnym Śląsku", "Podróż w krainę dzieciństwa" i in.). Czasem to dłuższy wywód, czasem tylko napomknięcie o danej postaci. Mnie szczególnie zainteresowała postać niemieckiego hrabiego Redena, twórcy przemysłu na Górnym Śląsku, który po II wojnie światowej stał się niewygodny (choć już nie żył). Autor stawia ważne i dla wielu (zwłaszcza polityków) trudne do przełknięcia pytanie: Jak postrzegać dziś niemieckich bohaterów industrializacji? Jaka jest ich rola w dyskusji o regionie? Czy są oni z góry skreśleni ze względu na swoją narodowość, czy jednak zasłużyli na miejsce w historii Górnego Śląska ze względu na swoje dokonania?
Książka została napisana przyjemnym, lekkim stylem, brak tutaj toporności i sztywności charakterystycznej dla niektórych dzieł popularnonaukowych. Autor zapewne jest doskonałym gawędziarzem, zresztą organizuje spacery historyczne, więc złapanie kontaktu ze słuchaczem i zainteresowanie go tematem nie jest mu obce. Wspaniale, że potrafił tę umiejętność przelać na papier. Ciekawym uzupełnieniem są archiwalne fotografie i wspomnienia mieszkańców familoków napisane górnośląską gwarą (autor na końcu książki tłumaczy te teksty na język polski). Bogata bibliografia (123 pozycje) zachęca do zgłębienia tematu.
"Familoki. Śląskie mikrokosmosy" polecam szczególnie czytelnikom zainteresowanym tematyką górnośląską, budownictwem przedwojennym i powojennym oraz koloniom robotniczym.