Epidemia. Program recenzja

Epidemia oczami #Ivy

Autor: @Aleksandra_B ·6 minut
2016-09-05
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!
Jeżeli moglibyśmy wybierać między najokrutniejszą prawdą a najsłodszym kłamstwem na swój temat to większość zdecydowałaby się na to pierwsze. Chociaż balibyśmy się tych słów i nerwowo przełykali ślinę przed ich usłyszeniem – zawsze byłyby one odzwierciedleniem naszej egzystencji, niżeli stekiem bzdur dającym złudne wyobrażenie nas samych. Ale co, jeśli uznawana przez nas prawda była tak naprawdę kolejną porcją dobrze zakamuflowanych kłamstw?
Gdyby nie ostatnie zlecenie Quinlan nigdy nie dowiedziałaby się, że używana przez nią tożsamość tak naprawdę do niej nie należała. Przez lata, również we własnym domu, odgrywała jedynie jedną z wielu ról w wyćwiczonym do perfekcji zawodzie sobowtóra. Po tak drastycznym odkryciu postanawia przerwać tę farsę i wyrusza w poszukiwaniu swojego prawdziwego ja. W tym celu zamierza poznać Virginię Pritchard – córkę człowieka odpowiedzialnego za zniszczenie jej życia – i nie cofnie się przed niczym, aby wycisnąć z niej informację na temat swoich prawdziwych akt. Nawet świadomość, że nastolatka z dnia na dzień zachowuje się coraz dziwniej nie jest w stanie w niczym przeszkodzić.
W trakcie tego amatorskiego dochodzenia Quinn dokonuje przerażającego odkrycia. Bowiem dziewczyna jest częścią eksperymentu mającego na celu udoskonalić antidotum przeciwko epidemii samobójstw zataczającej coraz szersze kręgi wśród młodzieży. W tym samym jest bardzo cenna dla tego wydziału, tym dla samego Arthura Pritcharda.
Jednak ona nie zamierza ponownie robić za jego królika doświadczalnego.
Czy dziewczyna uzyska odpowiedzi na dręczące ją pytania? A może nie zdąży ich poznać, bo zostanie schwytana przez ludzi gotowych wykorzystać ją do swoich celów? I czy Quinn będzie w stanie na nowo zaufać towarzyszącemu jej w tej misji Deaconowi, który sprawia wrażenie, jakby coś przed nią ukrywał?
Bo zaufanie jest bardzo łatwo stracić, ale znacznie trudniej je odzyskać.

Po fenomenalnym w każdym calu [Remedium] wprost nie mogłam się doczekać momentu, aż [Epidemia] trafi w moje ręce. Jednakże moja cierpliwość szła w parze z dozą przerażenia. Choćbym bardzo się starała nie robić sobie złudnych nadziei pod kątem dopracowania treści, to i tak wierzyłam, że autorka ma szansę mnie zaskoczyć. Jak myślicie? Podołała temu zadaniu? A może miałam ochotę zająć miejsce Quinn i przejąć jej rolę królika doświadczalnego, aby tylko zmodyfikowano mi pamięć?

„Życie jest skomplikowane, czasami jesteśmy zmuszeni kłamać, ale to nie znaczy, że przestało nam na kimś zależeć. Te dwie sprawy wcale się nie wykluczają.”

Zastawiono na mnie pułapkę. Chociaż atmosfera była ciężka od nabrzmiałych złych emocji to i tak nie spostrzegłam niebezpieczeństwa czyhającego tuż za rogiem. Dość szybko wpadłam w papierowe szpony [Epidemii], która nie zamierzała mnie tak szybko uwolnić. I wcale nie oczekiwałam tego od tej książki. Wręcz przeciwnie – błagałam, aby to wszystko trwało wiecznie!
Wszystko rozpoczyna się w momencie, w jakim autorka pozostawiła nas przy wcześniejszej części. Do świeżej fabuły powoli przytacza dobrze nam znane kawałki przeszłości, pozwalając na szybki rekonesans nabytej wiedzy. Dlatego też mogłam uważnie śledzić poczynania Quinlan i nie pozwalałam sobie na choćby chwilę rozkojarzenia. Bałam się licznych rozczarowań pod kątem ułatwiania wszystkiego głównej bohaterce. Miałabym wtedy powód do pogniewania się. Także wisiało nade mną wspomnienie znacznie słabszej kontynuacji losów Sloane, jednak Suzanne Young udowodniła, że uczy się ona na błędach i nie zamierza ich ponownie popełniać. Zadbała także o jeszcze większą dawkę wrażeń, nie zaprzepaszczając okazji, by te znacznie oddziaływały na czytelnika. Dzięki temu czułam się niczym jedna z bohaterek, obawiając się każdego kolejnego dnia w tym opanowanym przez epidemię świecie. Czułam, jak działa na mnie ten melancholijny nastrój i wcale nie dziwiłam się temu, jak odbija się on na stanie psychicznym Quinn. Obawiałam się o jej zdrowie. A najgorsze było to, że przez cały czas byłam wodzona za nos i nie umiałam przewidzieć zakończenia. Także liczne tajemnice nie ułatwiały mi zadania. Na szczęście autorka wybrnęła z tego obronną ręką i wszystko odnalazło swoje wytłumaczenie. Może część z nich była dla mnie znana (Każdy, kto zaczął czytać tę serię od pierwszego tomu zna ten ból...), jednak pozostałe rozwiązania były dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Także zakończenie utrzymało klimat całości, co przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Było ono idealnym zwieńczeniem całej serii!

„Wspomnienia są tym, z czego jesteśmy stworzeni.”

Tym razem przyszło mi się zmierzyć z odmienną naturą Quinlan. Dotąd silna dziewczyna zaczyna tracić panowanie nad sobą i każde załamanie przybliża ją do popadnięcia w obłęd. Trudno się nie dziwić, skoro z dnia na dzień jej prowizorycznie poukładany świat rozsypuje się niczym domek z kart. Postanawia jednak wziąć sprawy w swoje ręce i – mimo emocjonalnej rozsypki – złożyć to wszystko na nowo. W tym celu zamierza nikomu nie ufać, prócz sobie.
I chociaż otrzymała ona nową twarz to i tak autorka zadbała o to, aby część jej starych zachowań nadal była jej znakiem rozpoznawczym. Tym samym dało to pożądany efekt idealnego odwzorowania zmian w ludzkiej psychice. Autorka nie przesadziła na tym polu i nie przerysowała postaci. A tym samym jeszcze bardziej polubiłam główną bohaterkę.
Także poboczne postacie były wyśmienicie wykreowane i każda z nich spełniała swoją rolę. Powrócili moi dawni przyjaciele oraz wrogowie, lecz prócz nich przybyły całkiem nowe charaktery. Deacon, Aaron, Virginia, Arthur... każda z tych osób miała swoją rolę i wypełniła ją bez reszty. I nieważne, że przez całą książkę zdążyłam wielu z nich znienawidzić i pokochać, by po chwili zmienić front uczuć. W końcu wielu z nich skrywało pewne sekrety uniemożliwiające mi stanięcie po dobrej stronie barykady...

„Mogliśmy pojechać, dokąd tylko zechcemy. A najlepsze było to, że wcale nie musieliśmy od razu decydować się, gdzie zamieszkamy. Dom jest tam, gdzie ten, którego kochasz – u boku osoby, która kocha cię na zabój.”

Chyba nie ma już potrzeby, abym rozpisywała się nad warsztatem pisarskim Suzanne Young, który z książki na książkę coraz bardziej się rozwija. Autorka nadal tworzy niesamowite opisy oraz powołuje do życia nieprzeciętne charaktery. Za każdym razem jestem wciągana do jej wyimaginowanego świata i strasznie ubolewam, gdy dostrzegam kropkę oznaczającą koniec wszystkiego. Dlatego też liczę, że nie osiądzie ona na laurach i powróci do nas z całkiem nową historią!
[Epidemia] nakazuje nam, abyśmy nawet w najgorszych sytuacjach nie pozwalali złym myślom przejmować nad sobą kontroli. Chociaż myślimy, że już nie ma wyjścia to jednak warto go szukać metodą prób i błędów. W końcu po burzy zawsze wychodzi słońce. I to właśnie na nie warto zapracować.

Podsumowując:
Jeżeli miałabym wskazać palcem najlepiej napisaną kontynuację to bez wahania wskazałabym [Epidemię]. W trakcie jej czytania wszelkie moje obawy związane z sinusoidą jakości fabuły odeszły w niepamięć, a mroczny świat pochłonął mnie bez reszty i nie miał zamiaru wypuścić ze swoich objęć. A ja sama nie chciałam się z nich wyszarpywać. Niebanalni bohaterowie, klimatyczne opisy... czego chcieć więcej? Zapewne kolejnej części, ale pójdźmy za pewnym przysłowiem: co za dużo, to niezdrowo... Najwyższy czas na coś nowszego!
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Epidemia. Program
2 wydania
Epidemia. Program
Suzanne Young
8.8/10

Komentarze
Epidemia. Program
2 wydania
Epidemia. Program
Suzanne Young
8.8/10

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Quinlan McKee jest sobowtórem, czyli wciela się w rolę zmarłych nastolatków, by pomóc rodzinie w uporaniu się z druzgocącą żałobą. Życie dziewczyny jest trudne i wymagające, lecz kiedy dowiaduję się,...

@zaczytanamoni @zaczytanamoni

Pozostałe recenzje @Aleksandra_B

Rok próby
Podążając w mroczne dzieje...

Miesiące temu dane mi było przeczytać popularną powieść „Opowieść Podręcznej”, która – choć nie zachwyciła mnie do szpiku kości – pozostawiła po sobie wiele pytań związa...

Recenzja książki Rok próby
Hegemon Apopi. Córa lasu
To nie jest bajka dla dzieci...

Bajki. Najczęściej to właśnie one kształtują nasz pogląd na przeróżne magiczne krainy, jakie wtedy poznajemy. Przesiąknięte feerią barw, zamieszkałe przez wspaniałe nadn...

Recenzja książki Hegemon Apopi. Córa lasu

Nowe recenzje

Metempsychoza
GARNKI Z KAMBODŻY I "METEMPSYCHOZA" CZYLI JAK W...
@mrocznestrony:

Łooo matko elektryczna, ale to było złe! Naprawdę złe, choć sądziłem, że po wyjątkowo słabej drugiej części cyklu "Kron...

Recenzja książki Metempsychoza
Wszyscy jesteśmy martwi.
Wszyscy jesteśmy martwi - finał
@Malwi:

„Wszyscy jesteśmy martwi” to ostatnia, czwarta część serii „Krwawe Święta” autorstwa Sary Önnebo. Akcja nabiera tempa, ...

Recenzja książki Wszyscy jesteśmy martwi.
Klub Dzikiej Róży
Dzika róża
@patrycja.lu...:

"Klub Dzikiej Róży" zaprasza w progi podupadłego pensjonatu w czasach powojennych, w którym policja odkrywa zwłoki. Mie...

Recenzja książki Klub Dzikiej Róży
© 2007 - 2024 nakanapie.pl