Kontynuacje każdej serii zazwyczaj posiadają wiele fajerwerków, więcej akcji, emocji, są nostalgiczne, a bohaterowie borykają się z coraz to bardziej wymyślnymi problemami. Druga część "Córek Księżyca" jest jak nocna impreza - im dalej, tym bardziej śmiało...
I tak w tej części dziewczyny muszą poradzić sobie z chłopakiem Jimeny, kolejnymi wyznawcami i tajemniczym manuskryptem, który dostanie Catty. Na domiar złego Atrox rośnie w siłę, pojawiają się Mściciele, a parę osób poznaje sekret Bogiń. To nie może wróżyć nic dobrego...
Gdy próbowałem dowiedzieć się, co oznacza we wróżbach cyfra dwa, wszedłem na pewną stronę i wyczytałem: "Twoje życie to niekończące się pasmo naprzemiennych porażek i sukcesów. Spowodowane jest to tym, że idziesz w swym życiu nieco po omacku i nigdy nie wiesz czy twoje przedsięwzięcia przygotowane są dobrze czy źle. Zawsze możesz liczyć na wsparcie rodziny..."
I to byłby w skrócie opis drugiej części "Córek Księżyca". Nasze bohaterki spotykają się z wieloma przegranymi, które w ostatecznym rozrachunku okazują się ich wiktorią. Boginie także są bardzo często niepewne swoich działań, wahają się i myślą, nad swoimi czynami. W niektórych przypadkach można liczyć także na pomoc rodzicieli, czego dowiecie się czytając dwójkę.
Wydaje mi się, że Lynne Ewing czytała moją recenzję pierwszej części, bo wyciągnęła konsekwencje swojego księżycowego debiutu. W kontynuacji nie mamy już bezsensownych zachowań bohaterek, a ich uwaga nie skupia się w całości na płci przeciwnej. Co prawda, ciągle mężczyźni odgrywają wielką rolę w ich życiu, ale słowo Atrox użyte jest w wielu przypadkach i niekiedy czytelnik ma wrażenie, że jest ono ważniejsze niż przystojni surferzy lub zazdrośni gitarzyści. I po raz pierwszy pojawił się nauczyciel, a jedna z bohaterek zamartwia się słabą oceną. Czyżby autorka zrozumiała swoje mankamenty?
Wiele w dalszym ciągu znaleźć można opisów ubrań, ich ubioru, ale w akcji zanikają i stają się tylko tłem dla ich przygód.
No właśnie, a w dwójce się dzieje... i to ile się dzieje!
Tym razem fabuła skupia się wokół Jimeny i Catty. Te dwie bohaterki wydają się barwniejsze niż ich poprzedniczki. Mają więcej problemów, nie skupiają się tylko i wyłącznie na chłopakach, a autorka w ich wątki wprowadziła także ciekawą nutkę nostalgii. Czuć w powietrzu nie tylko elektryczność, ale także żal i smutek. Mamy ty powrót do korzeni i niespodziewane przybycie zza światów. Autorka doskonale balansuje w sferze uczuć, głównie tych negatywnych, które na twarzy czytelnika wywołują łzy. Pod tym względem autorka wybija się z tłumu Wyznawców i wstępuje do Wewnętrznego Kręgu Artystów.
Opisy przypominające fabułę w pierwszym tomie są znajome, wzięte zdanie po zdaniu z poprzedniczki. Tłumacze poszli na łatwiznę, ale zapewne mają wiele innych prac, np. tłumaczenie trójki...
Mamy tu także parę śmiałych opisów, np. namiętne całowanie się lub grzeszne myśli jednej z córek. Pojawia się zazdrość, a faceci nie są już tylko marionetkami, ale także złożonymi postaciami...
Wreszcie akcja nie jest łatwa po przewidzenia, zdarzają się elementy zaskakujące, szokujące. Po tym, co przeczytałem w jedynce, spodziewałem się banału i prostych zdarzeń. Zastałem coraz to bardziej zagmatwane i zawiłe sytuacje, w których udział muszą wziąć nie tylko Córki Księżyca.
Nie będę długo o tej książce pisał, bo wiem, że wielu z was nie czytało nawet jedynki. Jednak jeżeli rozczarowała was trochę pierwsza część, to w dwójce spodziewajcie się metamorfozy. Czyta się ją szybko, przyjemnie, nie potrzeba wiele wysiłku, ani myślenia. Wystarczy trochę wyobraźni i wolnego czasu. Pozwólcie wprowadzić się w świat "Córek Księżyca", a nie pożałujecie, że staliście się Nocnymi Cieniami i trzymacie właśnie w rękach Tajemny Zwój..