Luiza Swenson całe swoje życie poświęciła nauczaniu w renomowanej pensji dla panienek. Czas jednak płynie nieubłaganie i nim się owa dama zorientowała, stała się emerytowaną staruszką, której stan zdrowia wymagał pomocy i opieki. Nie chcąc być ciężarem dla nikogo, szczególnie dla swojej przyjaciółki i jednocześnie opiekunki – Karoliny, Luiza postanowiła, że zamieszka w miejscu, które zapewni jej całodobową opiekę. Zainspirowana i zaciekawiona tajemniczą notatką pozostawioną przez ciotkę Felicję, postanawia zamieszkać w konkretnym, polecanym przez krewną pensjonacie.
Po jakimś czasie odkrywa, że Dom w Ogrodach skrywa niezwykłą tajemnicę, z której niebawem skorzysta ona i pozostałe lokatorki dworku.
Akcja książki toczy się nieśpiesznie, jak samo życie dam zamieszkujących pensjonat. Autorka bardzo dokładnie opisała harmonogram dnia i skupiła się przede wszystkim na pokazaniu tego, że jesień życia może być przyjemna, kreatywna i bardzo aktywna.
Cała „magia” zaczyna dziać się dopiero w połowie książki, zatem moja cierpliwość była wystawiona na próbę. Nie narzekam jednak bo język powieści jest bardzo lekki, a opowieść naprawdę wciąga.
To chyba pierwsza książka, w której czas i miejsce tak naprawdę nie mają znaczenia. Właściwie to nadal zastanawiam się, z jakiego kraju pochodzą bohaterowie, który to tak naprawdę rok? Zakładam, że to początek XX wieku biorąc pod uwagę opisywane okoliczności. Nazwiska sugerują, że akcja może dziać się w Anglii, ale tak naprawdę może być to każdy inny kraj. Mimo wszystko naprawdę jeszcze nigdy nie spotkałam się z powieścią, w której nie padła ani jedna nazwa miasteczka czy choćby rejonu.
To tak naprawdę dowodzi, że to są informacje nieistotne, choć ja, przyzwyczajona do dokładnych danych, oczekiwałam, że w końcu jakaś wskazówka padnie.
To naprawdę fantastyczna koncepcja. Świeża, nietypowa i intrygująca.
Ogród wiecznej młodości, magiczne okno, mgła młodości... Naprawdę wiele określeń można by dopasować do tej fabuły i pewnie każda w trafny sposób opisałaby tę książkę. Według mnie pomysł śmiało nadaje się do ekranizacji. W pierwszym odruchu skojarzyłam tę powieść z „Zaczarowanym ogrodem”, choć tutaj jest więcej magii i tajemniczości, a bohaterkami są nobliwe emerytki. Trochę też jest tutaj Benjamina Buttona. Na szczęście, więcej w tej powieści rozsądku i wydarzenia zatrzymały się w dobrym momencie.
Nie do końca spójne wydało mi się jednak to, że stan umysłu po przemianie nie u każdego pozostawał taki sam. Choćby Luiza – u niej odmłodniało tylko ciało, nabrała wigoru, ale pamiętała wszystko, co działo się przed przemianą i jej sposób myślenia w ogóle się nie zmienił. Zupełnie inaczej było z pozostałymi pensjonariuszkami, które to zamieniły się przecież w kilkuletnie dziewczynki. Teoretycznie Ogród działa na takiej samej zasadzie dla każdego, dlaczego zatem Luiza, Sofia i Jan pozostali emocjonalnie niezmienieni a pozostałe osoby już tak? Czuję leki dysonans w tej kwestii.
Jeśli jestem już przy narzekaniu, to muszę zauważyć, że brakło mi większej uwagi i dokładności w kwestii ustalania tożsamości bohaterów po wizycie na wieży. Ok, zgadzam się, motyw z odciskami palców był dobry, ale reszta? Przy tak abstrakcyjnej sprawie, jaką jest nagłe odmłodnienie, wszystko potoczyło się za szybko i bez większych trudności. Ciężko mi uwierzyć, że stateczny i bazujący na faktach prawnik, bez mrugnięcia okiem daje wiarę sowom Luizy. Dla mnie to trochę za szybkie potraktowanie tego motywu.
A zatem dokąd zaprowadzi marzenie o wiecznej młodości?
No właśnie...dokąd?. W przypadku bohaterów tak naprawdę zmienił się tylko wiek i postrzeganie świata. O dziwo, niekoniecznie na korzyść młodości.
Luiza zatęskniła za starością, Jan może i docenił zdrowsze ciało, ale jak sam przyznał, umysł pozostaje już w „tamtym wieku”. Jestem pewna, że każdy z nas chciałby mieć możliwość skorzystania z dobrodziejstw takiego ogrodu. Mając drugą szansę na poprowadzenie życia, zapewne każdy z nas skorzystałby z tej opcji bez mrugnięcia okiem.
Mimo pewnych zgrzytów „Dom w ogrodach marzeń” oceniam wysoko. Za koncepcję, za bardzo dobry styl i wnikliwą kreację bohaterów. Za bardzo lekki język i niezadręczanie mnie opisami przyrody. Ale przede wszystkim – za poruszony temat osób starszych i tego, jak niewiele trzeba by było dobrze. Odrobina zainteresowania i życzliwości może umilić każdy dzień.
Wystawiam ocenę 8/10. To dobra i wciągająca powieść.
Książkę otrzymałam z serwisu nakanapie.pl, za co dziękuję.
Dziękuję również Wydawnictwu Novae Res i grupie wydawniczej Zaczytani, za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.