Cecelia jest mi w pewien sposób bardzo bliska. Tą książką udowodniła mi jednak przede wszystkim, że jest autorką pełną niespodzianek. Spodziewałam się znaleźć tu coś zupełnie innego. I nie mam wcale na myśli "PS.Kocham Cię", dzięki któremu stała się sławna, bo tę pozycję traktowałam dotąd jako coś wyodrębnionego z reszty jej twórczości, która układała mi się w pewną całość. Trochę jak przypadek. Wyjątek od reguły. "Pamiętnikiem z przyszłości" Ahern udowodniła mi jednak, że jej prozy nie da się aż tak łatwo zaszufladkować i ma naprawdę wiele twarzy. Tutaj chciałam wspomnieć przede wszystkim, że po lekturze „Podarunku” (który jest moją ulubioną powieścią Cecelii), czy też „Gdybyś mnie teraz zobaczył” oczekiwałam znaleźć w „Pamiętniku z przyszłości” czegoś właśnie w tym rodzaju. Przygody z duchami, balansowania na granicy możliwego i nieprawdopodobnego, zgrabnej bajki dla dorosłych, będącej metaforą czegoś ważniejszego. I kiedy czytam swoje słowa w tej chwili, uśmiecham się, bo właściwie rzeczywiście mogę powiedzieć to wszystko o nowej powieści Ahern. A jednak… jest to zupełnie coś innego niż jej poprzedniczki. Bez wahanie umieszczam tę pozycję przede wszystkim w dziale z powieścią gotycką. Tam, gdzie królują mroczne sekrety, złowieszcze zamczyska, zjawy i wrzosowiska. Tajemnica to klucz tej opowieści. Cierpła mi skóra, ilekroć Rosaleen wchodziła na scenę. Nie zwiodła mnie ani przez chwilę swoim fałszywym uśmiechem. Wiedziałam, że knuje coś niedobrego i to zupełnie w innym stylu niż bliźniaki Weasley! Zaczynając czytać, czekałam na ciepłą, nieco słodko-gorzką opowiastkę, dostałam zaś gorzko-słodką bajkę z dreszczykiem. Cieszę się bardzo, że dałam się złapać Ahern w jej pułapkę. Jeśli książka cię zaskakuje, to jest to jej pierwszy i bardzo ważny plus. Jeśli cię wciąga, to naprawdę wielka zaleta. A gdy po przeczytaniu, cieszysz się, że po nią sięgnąłeś, mamy już pełnię szczęścia. Tak jest ze mną w tym wypadku. To miała być zupełnie inna lektura, ale absolutnie nie żałuję. Zwłaszcza po ostatnim gniocie, który przeczytałam. Och, jasne, to również nie jest literatura ambitna. Wciąż pozostajemy w kręgu rozrywkowym, ale ja w chwili obecnej nie mam aspiracji do niczego więcej. Pragnę przyjemnego wypoczynku. Nie przeszkadzało mi, że Tamara jest taka młoda, w tej historii nie ma to znaczenia, bo na nauki z niej płynące nigdy nie jest za późno. Pamiętnik z przyszłości jest bowiem przede wszystkim książką o tym, że owszem „dzisiaj” jest dla nas bardzo ważnym dniem, ale „jutro” może okazać się ważniejszym, a to my je budujemy i czasem warto zastanowić się, czy projekt nie jest lipny, architekt pijany, a materiały kiepskiej jakości. Bo potem, cóż, większość pretensji będziemy mogli mieć tylko do siebie. Kiedy doszłam do etapu książki, w której na scenę wkracza pamiętnik, trochę przestraszyłam się, że będzie to wariacja na temat „efektu motyla”, a to zdecydowanie nie pasowałoby do klimatu tej historii. Cieszę się więc, że Ahern nie poszła w tę stronę. Tak naprawdę to po prostu refleksja nad tym, że warto się w życiu starać, dla siebie i swoich bliskich, zgrabnie ubrana w delikatną opowiastkę grozy. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to książka dla każdego rodzaju czytelnika. W moją wrażliwość jednak jak najbardziej trafia. (Co tylko potwierdza, że Irlandia jest moją drugą ojczyzną, którą naprawdę muszę w końcu odwiedzić!). Polecam tym, którzy od czasu do czasu lubią bajki. Ostrzegam jednak, że to nie ta z serii „żyli długo i szczęśliwie”, choć optymizmu jej nie brakuje.