Książka Dziewięć ogonów lisa Michała Palarczyka przykuła moją uwagę piękną okładką przedstawiającą rudowłosą dziewczynę i lisa, a także samym tytułem, ponieważ skojarzył mi się z bohaterem anime Naruto Uzumakim, który w swoim ciele miał właśnie dziewięcioogoniastego lisa.
Książka opowiada o pewnym dzikim magu Aidanie Trina, który po śmierci swojej ukochanej miał zostać zabity, ale dzięki ojcu i swoim umiejętnościom trafił do Akademii Magii gdzie uczył się panować nad swoją mocą. Po latach treningu zostaje egzekutorem, a jego misją jest zabicie wszystkich dziewięciu lisów, które opętują ludzi. Jednego z nich, dwuogoniastego zabił gdy ten opętał Lisę, jego miłość sprzed lat... Szukając jakichkolwiek poszlak, gdzie mogą być ogoniaste bestie, natrafia na jedną z nich. Tamao, jednoogoniasta lisica wyjaśnia Trinie, że nie wszystkie lisy są złe. Dzieli się je na dwie grupy Zenko czyli te dobre i Yako te złe. Niestety dziewczyna nie może mu pomóc w odnalezieniu swoich braci i sióstr, ponieważ nie ma z nimi żadnego kontaktu, a odczuwa je tylko wtedy, kiedy jedno z jej rodzeństwa ginie. Pomimo tego Aidan zabiera ją ze sobą licząc na to, że może mu się jeszcze przydać. Po pewnym czasie trafiają do wioski, w której pewien mag „leczy” jej mieszkańców. Właśnie tam w obliczu śmierci rudowłosej piękności główny bohater wiąże się z nią paktem, który polega na użyczaniu swojej mocy w razie wyczerpania lub uszczerbku na zdrowiu jednego z nich. Od tej pory stają się nierozłączni i wspólnie szukają reszty ogoniastych.
Autor miał dobry pomysł pisząc tę książkę ale żadna akcja nie jest do końca rozwinięta. Nagle coś się zaczyna dziać a tu nagle bach, ktoś nie żyje, koniec wątku i lecimy dalej. W powieści jest parę powrotów do życia głównego bohatera gdy ten uczył się w akademii ale tak naprawdę nic z tego nie można się dowiedzieć. Był sobie jakiś nauczyciel, miał go nauczyć panować nad swoją mocą, wypuścił na Aidana jakiegoś potwora, którego bohater po chwili zabił i ni to z gruszki ni z pietruszki nie wiemy czy dalej ten go uczył czy nie. Tak naprawdę jeśli chodzi o jego naukę w akademii to podczas czytania poznajemy w sumie z trzech nauczycieli, z czego jeden jest dyrektorem i na końcu książki pojawia się może z dwa razy. I takie postaci czy miejsca, w których znajduje się nasz bohater nie są w ogóle opisane. Jest w jednym miejscu zabija jakiegoś lisa i dosłownie za chwilę znajduje drugiego, nawet gdyby ten był na drugim końcu świata. Brakuje tutaj bardziej szczegółowych opisów, które urozmaiciły by tę powieść i zdecydowanie wydłużyły, ponieważ książka ma niecałe 240 stron, a z takim dobrym pomysłem można by było zrobić nawet 2 czy 3 części. A i jeszcze jedno, jest w niej pełno błędów ortograficznych, które nie dawały mi spokoju. Nie wiem czyja to wina, ale strasznie irytuje kiedy np. zamiast „ó” masz „y”.
Wracając do książki jest to kompilacja Wiedźmina i Harrego Pottera i pewnie innych książek lub filmów, których nie zdążyłam przeczytać czy obejrzeć. Sam główny bohater upodabnia się do Geralta tym, że wszędzie nosi ze sobą miecz i zabija potwory za przysługę w pierwszych stronach książki. A co do Harrego Pottera, to w powieści jest scenka z wyciąganiem z ziemi mandragory. Ogólnie daję 4 gwiazdki na 10 za sam pomysł autora i ubolewam że książka nie jest bardziej rozwinięta, bo zapewne cieszyłaby się dużą popularnością i wielu fanatykom fantasy przypadłaby do gustu. Mimo mojej niskiej oceny polecam zapoznanie się z fabułą, chociażby dla samej idei tego utworu.