Tytułową namiestniczką jest Enrissa, piękna, młoda kobieta, mądra i wykształcona. Stoi na czele sporego imperium, gdzie powoli - po latach wojny - zaczyna stabilizować się pokój, żniwa są dobre, ludzie żyją spokojnie. Jednakże nagle na horyzoncie pojawia się kilka różnorakich problemów, zaczynają ją osaczać, jak sobie z nimi poradzi?
Nie zamierzam opisywać fabuły, bo jest naprawdę bardzo bogata w wątki, więc nie zamierzam decydować o tym, jaki jest ważniejszy od innych. Jest to według mnie fantasy dla dojrzałych czytelników - niewiele tu machania mieczami, potoków krwi czy gołych służących i karczmiarek ;) Powiedziałabym nawet, że nie ma tego praktycznie w ogóle. I jest to dla mnie duży plus, przy tym całym zalewie "typowego" fantasy. "Namiestniczka" opiera się na wątkach związanych z walką o władzę, intrygami szlachetnie urodzonych, rozgrywkach rządzącej namiestniczki i jej przybocznej rady. Jest pragnienie miłości, władzy, pieniędzy, szacunku, zrozumienia, macierzyństwa. Od pewnych decyzji, podejmowanych mniej lub bardziej świadomie zależą losy często całego narodu, czy wręcz świata. W książce jest wiele myślenia, rozważania decyzji, szczególików wpływających na dalszy rozwój akcji. I zapewne stąd biorą się zarzuty "ciągnięcia się" akcji, aczkolwiek kompletnie tego nie odczułam. Może dlatego, że cały czas miałam w głowie informację, że to pierwszy trom trylogii?
Tak, jak jest wiele wątków, tak mamy i wielu bohaterów. Praktycznie nie ma tutaj jednoznacznych charakterów. Nasze podejście do każdego z bohaterów zmienia się stale w trakcie czytania. Mnie na przykład na początku ujęła właśnie Enrissa - taka dumna, mądra, opanowana kobieta. Jednakże w trakcie czytania zaczęłam jej nie lubić, stwierdziłam, że nie radzi sobie z życiem, a przez to ucierpiało tak wiele osób. Bardzo było mi żal księcia Kve-Erro, jego losy mogłyby być zupełnie inne, gdyby nie decyzje namiestniczki. Wielu bohaterów jest w pewnym stopniu dziwnych - Laer, białe czarownice, magowie; ciekawe, jak dalej potoczy się ich historia. Między bohaterami jest tak wiele zależności, że właściwie jedna niewielka decyzja potrafi odbić się na innych wielka falą konsekwencji. A na dodatek chyba nie ma w tej książce nie tylko jednoznacznych, ale też szczęśliwych bohaterów. Nawet chwilowe szczęście za jakiś czas zostaje przerwane, zamienia się w nieszczęście. Dużo działań podejmowanych jest dla honoru tej czy innej osoby.
Fascynujące są opisy relacji dworskich, szlacheckich, zwyczajów. Do tego dochodzą opisy działań klasztoru Białych Wiedźm, grona magów, królestwa elfów. Więcej stworów zresztą w tej książce nie ma, co według mnie bardzo do niej pasuje.
Akcja teoretycznie obraca się wokół namiestniczki. Ale inne wątki są właściwie tak samo ważne. A ile tam różnorodności! Te skrywane miłości, fatalne małżeństwa, dzieci z nieprawego łoża, tajemnice, knowania dworskie, pierszeństwo dziedziczenia, interesy magów i wiedźm, plany elfów. Dzieje się mnóstwo różnych rzeczy, i to w taki sposób, że cieszę się, że już czytam drugi tom.
Podobało mi się to, że w tej książce stawia się na osoby, ich przeżycia, decyzje, emocje. Oraz to, że opiera się na intrygach i knowaniach, a nie na walkach, które nic nie wnoszą. Podobało mi się w tej książce prawie wszystko :). Jest kilka małych potknięć, ale autorka jest debiutantką, więc też nie wymagam od niej cudów. Już wczoraj zaczęłam wczytanie drugiej księgi i zapowiada się na to, że dalej będzie ciekawie.
Widzę po ocenach, że części osób się nie podobało, części się podobało, więc jak tu polecać? Może tak: jest to książka dla osób lubujących się w dojrzałym i spokojnym fantasy, a nie dla tych, którzy lubią fajerwerki akcji i kłucie dzidą.
[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu -
http://ksiazkowo.wordpress.com]