Grace Divine, uczennica trzeciej klasy liceum, spotyka na lekcji sztuki przyjaciela - Daniela, który zniknął kilka lat wcześniej. Jej rodzina nie cieszy się z jego powrotu, a brat Grace – Jude, jest wręcz wściekły z tego powodu, chociaż kiedyś tych dwóch chłopaków łączyła przyjaźń. Dlaczego bliscy Grace reagują w taki sposób na pojawienie się Daniela? Czy ma to coś z wydarzeniami, jakie rozegrały się w tę noc kiedy Daniel zniknął, a Jude został znaleziony przed domem cały we krwi? Jedno jest pewne, rodzina Grace nie życzy sobie, aby dziewczyna utrzymywała jakikolwiek kontakt z Danielem. Ona jednak jest nim zafascynowana i ciągnie ją do niego, ale Jude wymusza na Grace obietnicę, aby trzymała się od Daniela z daleka. Jednak „problem z obietnicami polega na tym, że kiedy już się taką złoży, to nie ma mocnych, żeby jej nie złamać.”*
Tak w ogólnym zarysie, można przedstawić fabułę powieści Bree Despain – „Dziedzictwo Mroku”. Nie wiem czy pani Despain ma w planach wydać tylko dwie książki, trylogię czy całą serię, ale ta pozycja jest pierwszą częścią. Książka zalicza się do dość popularnego ostatnio gatunku paranormal romance i jest w całości oparta na typowym schemacie takich pozycji. Amerykańskie liceum, zwyczajna dziewczyna, chłopak z mrocznym sekretem, miłość, niebezpieczeństwo, tajemnica. Tak, wszystkie niezbędne elementy takiego paranormalnego romansu tutaj znajdziecie.
Za sprawą pewnej książki (nie będę tutaj podawać tytułu i robić reklamy Edwardowi i Belli ];-> ) zniechęciłam się do tego typu pozycji i omijałam je jak najszerszym łukiem. Jednak ostatnio swoim uprzedzeniem mówię stanowcze NIE i kiedy nadarzyła się okazja, aby sięgnąć po „Dziedzictwo Mroku”, wykorzystałam ją bez zastanowienia. Tak cichaczem przyznam, że chciałam się jeszcze bardziej uprzedzić do takich książek. Czy tak się stało?
O dziwo (zwłaszcza moje) niezupełnie. Przede wszystkim nastawiłam się na irytujących bohaterów. Autorka jednak spłatała mi psikusa i stworzyła swoich bohaterów łatwych to przełknięcia, ciekawych i nawet nie tak bardzo stereotypowych. I przede wszystkim nie drażniących mnie na każdej stronie. Grace - fajna i mądra dziewczyna, której pasją jest malarstwo. Jakaż była moja ulga, kiedy nie zaczęła robić cielęcych oczu i nie wzdychać na każdym kroku do Daniela. Jej zachowanie jednak bywało czasami pozbawione logiki, a sposób myślenia infantylny, ale nie było to nagminne. Daniel z kolei z początku irytował swoją postawą i pewnością siebie, jednak zyskał przy bliższym poznaniu. W jego kreacji ciekawe było to, że nie do końca byłam pewna, czy jest taki, jak mi się wydaje.
Kolejne moje uprzedzenie tyczyło się fabuły. Cóż … tak jak podejrzewałam okazała się typową sztampą, jednak z kilkoma ciekawymi elementami. Kilka razy nawet zaskoczyło mnie rozwiązanie jakiegoś wątku. Niemniej jednak łatwo domyśleć się kolejnych wydarzeń i tego jak książka może się skończyć.
Mimo swojej przewidywalności „Dziedzictwo Mroku” czytało mi się na prawdę dobrze. Kolejny psikus pani Despain. Byłam przygotowana na rozwlekłą akcją, jednak ta płynnie posuwała się do przodu. Można powiedzieć, że kolejne strony same się czytają. Byłam również przygotowana na kilkustronicowe „achy i ochy” Grace, opiewające cudowność Daniela. Tymczasem zostały one ograniczone do niezbędnego minimum. Całość została napisana przystępnie i poprawnie oraz w sposób zachęcający do czytania. Denerwowały mnie jednak wtrącenia w rozdziałach umiejscawiające akcję lub czas jej trwania, takie jak: „Po obiedzie”, „Kolacja”, „Później”, „Przerwa śniadaniowa”, „Co się stało po przerwie” i tym podobne. Było to dla mnie całkowicie zbędne, ponieważ bez problemu można się było tego domyśleć. Te tytuły czasami bardzo mnie drażniły, ponieważ sugerowały coś, co jest oczywiste.
Według mnie książce brakuje tego „czegoś”, co wyróżniałoby ją na tle innych pozycji. Niby fajnie się ją czyta, jest ciekawa, ale nie zapada w pamięć. Sprawia wrażenie lekkiego czytadła, takiego na raz, które po przeczytaniu nie zaprząta już naszych myśli. Niektóre książki posiadają takie elementy, wydarzenia czy bohaterów, że podczas czytania zdarza mi się przerwać lekturę i trajkotać z zachwytem o tym mojemu mężowi. W „Dziedzictwie Mroku” brakowało mi właśnie takiego elementu charakterystycznego tylko dla tej pozycji.
Byłam absolutnie pewna, że „Dziedzictwo Mroku” jeszcze bardziej zniechęci mnie do takich książek, ale tak się nie stało. Mimo moich szczerych chęci. A czy zachęciło? Myślę, że nie do końca. Dało jednak cień szansy innym książką, zaliczającym się do tego gatunku. Dobrze mi się tę książkę czytało, ale że się tak wyrażę – szału nie ma. Nie żałuje czasu, który poświęciłam na przeczytanie tej pozycji, ponieważ dzięki niej fajnie się odprężyłam i zrelaksowałam.
* "Dziedzictwo Mroku", str. 24
[Opublikowane wcześniej na moim blogu
http://fantastyczne-zaczytanie.blogspot.com/]