Wyjaśnijmy sobie jedno: nadawałem się do tej sprawy idealnie.
Tak, potwierdzam zdanie o sobie bohatera. Odpowiada mi jego charakter nawet bardziej niż Wallandera (Mankell), choć i on - Mick "Rewelka" Kennedy - ma swoje słabości. Przekonuje mnie jego podejście do świata i do swojej pracy: "istnieją zasady, istnieją bariery, istnieją granice, których nie wolno przekraczać". To co poza nimi to dzicz, której - jak w czasach jaskiniowych - nie wpuszczamy za próg. A jeśli samo wejdzie, to...nie żyje, bo bronimy swego domu, rodziny, tego, co ludzkie. To jego zawodowe credo. Uznaje, że przestępcy, zwłaszcza mordercy, tę granicę, ten próg przekraczają, więc jego zadaniem jako policjanta i detektywa jest przywrócenie porządku: schwytanie winnego. Pojmuje to zerojedynkowo: albo ktoś jest winny, albo nie. Nie ma szarości ("albo srasz, albo schodzisz z kibla"). Ale sam ich nie osądza - to już zadanie sądu. Jednak poczucie sprawiedliwości, że przestępca otrzymuje to, co mu się należy, czyli karę, jest bardzo ważne: "Wiara w przyczynę i skutek to nie luksus", ukaranie zła jest nie tylko podstawową sprawą dla pracownika wymiaru sprawiedliwości, ale też jest wyjątkowo ważne społecznie. I tylko morderstwo jest przestępstwem, w którym ważne jest również znalezienie odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Bo we wszystkich innych rodzajach przestępstw motywacja jest jednoznaczna.
Pamiętam, jaki był ten kraj, gdy dorastałem. Chodziliśmy do kościoła, jedliśmy kolację przy wspólnym stole, a dzieciakowi nawet przez myśl nie przeszło powiedzieć dorosłemu, że ma się odpierdolić. Było mnóstwo zła, nie zapominam o tym, ale wszyscy dokładnie wiedzieliśmy, na czym stoimy, i nie łamaliśmy zasad. Jeśli brzmi to dla was jak nudziarstwo, coś staromodnego albo za mało czadowego, pomyślcie o tym: ludzie uśmiechali się do obcych, witali z sąsiadami, nie zamykali drzwi na klucz i pomagali staruszkom nosić torby z zakupami, a wskaźnik morderstw wynosił zero przecinek zero. (s. 119)
Czasy się zmieniły, a "Rewelka" jest w pewien uroczy sposób staroświecki, konserwatywny. To jego pancerz chroniący go z jednej strony przed szaleństwem (ma je w rodzinie: jego siostra Dina cierpi prawdopodobnie na schizofrenię, a miejsce, w którym ma pracować, też jest nawiedzone), z drugiej zaś korupcją moralną, naciąganiem wyników śledztwa. Uważa ponadto, że w większości zbrodni ofiary zapraszają ją do siebie, otwierają jej drzwi, robiąc rzeczy, których morderstwo jest konsekwencją. A najlepszym dowodem w sprawie są zawsze pieniądze: "wyciągi z kart kredytowych nigdy nie kłamią". Jeśli chodzi o metodę, to jest zwolennikiem brzytwy Ockhama: "zawsze należy szukać najprostszego rozwiązania". W rozmowach ze świadkami śledczy może posłużyć się tym, co ich otworzy :Palacze są jak inni uzależnieni - najlepszym sposobem na przeciągnięcie ich na swoją stronę jest danie im trochę tego, co najbardziej lubią. (s. 58) Dlatego, choć nie pali, nosi ze sobą papierosy (ciekawe, czy inne narkotyki również?). Podczas wszelkich przesłuchań prowadzący je musi wiedzieć, o co mu chodzi - ma być reżyserem. Jego zadaniem jest kierowanie rozmową - "w tej robocie nie płyniesz z prądem. Prąd płynie tam, gdzie mu każesz." No i trzeba też dbać o pozory.
Jeśli chcesz osiągnąć sukces, nie może zalatywać od ciebie porażką. (s. 23)
Podobnie wygląda to w sądzie: w rzeczywistości to teatr i rządzą tu podobne zasady. Ważne jest jak wyglądasz i jak się zachowujesz. Dlatego nerwy trzeba trzymać na wodzy, jakiekolwiek miałoby się problemy prywatnie, i nie pozwalać sobie na uczucia, bo te osłabiają czujność, dekoncentrują: "Nic tak nie podstawi ci nogi jak współczucie".
Litość jest fajna, pozwala opowiadać, jakim to się jest wspaniałym gościem, ale tym, którym się współczuje gówno daje. (s. 53)
Dobrym kontrastem dla bohatera (który jest zasadniczy, ale wyraźnie czuje się u niego poczucie humoru i ironię, przypominające trochę postać Marlowa od Chandlera) jest Richie Curran, młody chłopak ze złej dzielnicy, którego Mick dostaje jako partnera i swego rodzaju terminatora, którego ma nauczyć zawodu. Są niezłym tandemem, a czytelnik dzięki takiemu układowi sam - trochę jak Richie - uczy się, jak wnioskować, jak ma być prowadzone śledztwo.
W centrum uwagi Tana French stawia dwie różne kategorie ludzi. Z jednej strony życiowych "nieudaczników" (Fionę i Connora), którym się nie udało założyć rodziny, nie mają dobrej pracy (on - informatyk, ona - pomocnik fotografa artystycznego), mieszkają w kiepskich dzielnicach (Fiona nawet w WG), jeżdżą starymi rzęchami. Z drugiej małżeństwo Barta i Jenny Spainów - dobrze zarabiających ludzi sukcesu, kochające się małżeństwo z dwojgiem dzieci, dla których ważne jest jak ich widzą inni i lubiących pokazać, że należą do lepszej klasy. Klasyka korpo. Tyle że tym pierwszym nie zależy na opinii obcych ludzi i na pieniądzach, a ci drudzy są od tego uzależnieni. A kryzys społeczny i brak pracy powie: "sprawdzam". I dopiero wtedy okaże się, kto postawił na właściwe wartości. Czyja bowiem samoocena zależna jest wyłącznie od kwestii materialnych i od opinii z zewnątrz, ten pęka. Nie ten jest bowiem biedny, kto ma niewiele, lecz ten, komu to, co ma nie wystarcza...
Można by powiedzieć, że kryminał jak kryminał, jednak mnie czytało się go znakomicie. Nie przeszkadzały mi wcale z rzadka używane wulgaryzmy: są tam wszędzie na miejscu! Język plastyczny, dowcipny - z pewnością jest w tym i zasługa tłumacza. Nie czuje się nic a nic, że książkę napisała kobieta - narracja, rzekłbym, jest typowo męska. Bohater nie jest papierowy, autorka dba o psychologię postaci, zarówno Mick jak i Richie mają wyraziste charaktery, podobnie jak postaci drugoplanowe. Każda z głównych postaci ma jakąś wewnętrzną drzazgę w przeszłości, problem z sobą lub z rodziną, który go jednak nie przekreśla, a nawet budzi sympatię. I rozumiem ostatni wybór Micka Rewelki: naginanie zasad to dzicz, a ta bezwzględnie zostaje na zewnątrz.
Tytuł alternatywny: Gdy się zmuszę, wyglądam nieźle.
Jedna z "szalonych" piosenek wspominanego w powieści irlandzkiego piosenkarza Vala Donicana.
Mick Kennedy, detektyw z dublińskiego wydziału zabójstw, dba o każdy szczegół. Właściwy samochód, odpowiednie ciuchy, nawet barwa głosu… Wszystko, by pokazać światu – a co najważniejsze, mordercy – ż...
Mick Kennedy, detektyw z dublińskiego wydziału zabójstw, dba o każdy szczegół. Właściwy samochód, odpowiednie ciuchy, nawet barwa głosu… Wszystko, by pokazać światu – a co najważniejsze, mordercy – ż...
Czasem jest tak, że gdy jakaś powieść ma pierwszoosobowa narrację, to zbliżamy się do owego głównego bohatera – narratora naprawdę, ale to naprawdę bardzo. Poznajemy go do cna, jego stosunek do świat...
''W dzisiejszych czasach, jeżeli nie można znieść życia, wchodzi się do sieci i tworzy sobie nowe'' Gdzieś kiedyś usłyszałam że skojarzenia to przekleństwo i coś chyba w tym jest. Przyglądając się o...
@Siostra_Kopciuszka
Pozostałe recenzje @tsantsara
Bolało?
Zalane deszczem dublińskie ulice w chłodny zimowy dzień nie były odpowiednim miejscem dla szwendającego się małego chłopca. Dobra opowieść zawsze zaczyna się od herba...
Mamy już sierpień, ale rano jest zimno, a w powietrzu pachnie już jesienią. To druga książka Petry Soukupovej i - podobnie jak jej debiut (w 2008 nagroda im. J. Ortena ...