''W dzisiejszych czasach, jeżeli nie można znieść życia, wchodzi się do sieci i tworzy sobie nowe''
Gdzieś kiedyś usłyszałam że skojarzenia to przekleństwo i coś chyba w tym jest. Przyglądając
się okładce książki '' Kolonia '' Tany French, irlandzkiej pisarki urodzonej w USA ,patrząc na dziecięcy rowerek i piękny wschód słońca w parze z tytułem, pomyślałam że rzecz cała działa się będzie na jakiejś kolonii letniej. Dla jasności młodszych czytelników wyjaśnię że kiedyś porządne zakłady pracy w ramach funduszu socjalnego wysyłały dzieci swoich pracowników na wypoczynek zorganizowany, czyli właśnie na kolonie. Jak się jednak okazało w tym wypadku słowo '' kolonia '', ma zupełnie inne znaczenie . Jest to współczesne osiedle domków jednorodzinnych , jakich wiele się obecnie buduje i w naszym kraju...albo coś co miało być właśnie takim osiedlem, tytułową kolonią .
Mamy lata kryzysu i recesji , gdzieś w okolicach roku 2008 . Mick Kennedy, 42 letni detektyw z wydziału zabójstw z Dablina, przez kolegów zwany swojsko '' Pan Rewelka '' kreuje swoje życie jak najbardziej w realu . Nie ma zupełnie czasu na drugie życie w necie i nic nie przesadzam, pisząc że kreuje, bo rzeczywiście tak jest. Mick jest jedną wielką kreacją, począwszy od ubioru, wymuskanego na glanc w każdym detalu, po sposób prowadzenia śledztwa i ukrywania swoich rodzinnych problemów . Co nie zmienia faktu że jest rewelacyjnym gliną, mimo wcześniejszych potknięć. Jednak jak mawiała kiedyś moja babcia '' ten się nie myli, co nic nie robi '' , a detektyw Kennedy robi naprawdę dużo . Ma do rozwiązania straszną zbrodnię . Zabita zostaje niemal cała rodzina, jedynie matce udaje się przeżyć krwawą jatkę, ale czy rzeczywiście nie umrze od ran ?
'' Kolonia '' to czwarta książka pani French, jaką przeczytałam i stwierdzam z całą odpowiedzialnością że autorka ta rozwija się w dobrym kierunku, każda jej następna książka jest coraz lepsza. Tym razem pisarka wyzbyła się niepotrzebnych dłużyzn, fragmenty z życia prywatnego detektywa Kennedy’ego i jego partnera pozostają w doskonałej równowadze z fragmentami z prowadzonego śledztwa . Detektyw ma tym razem naprawdę trudne zadanie, sam musi ciągle dbać o własną nieskazitelność, prowadzić trudne śledztwo, uczyć żółtodzioba fachu i w dodatku borykać się z problemami swoich sióstr. Nawet jak na takiego dobrego glinę to dość sporo spadło mu na głowę . I mimo że wydaje się się z lekka zarozumiały, to jednak chyba polubiłam tę postać .
Tana French w swoich książkach zawsze przedstawia sprawy które chociaż paskudne i wstrząsające, wykazują dużą dozę prawdopodobieństwa zdarzenia się nie tylko w fikcyjnej rzeczywistości . Wszystko to jest przedstawione ładnym zrozumiałym , ale rozwiniętym stylistycznie językiem . Nawet dialogi między glinami na dublińskim komisariacie są jakieś takie, nie wydumane, wierzę że właśnie tak mogłyby wyglądać takie rozmowy w realu. Gdzie trzeba, to jest bardziej dosadnie i siarczyście, ale tylko tam gdzie jest to '' naturalne '', bez zbytniego epatowania wulgaryzmami w nadmiarze. Postacie są bardzo dobrze rozpisane i opisane . Przyznaję że trochę '' zazgrzytało '' mi samo zakończenie, nie tego się spodziewałam, ale może właśnie o to chodziło, by zostać zaskoczoną . Może właśnie w tym cały urok ? Jednak miałam wrażenie, że pod koniec autorka jakby przyśpieszyła i nie do końca zrozumiałam motywy sprawcy . Jednak nie ukrywam że to bardzo dobry kryminał i mogę go serdecznie polecić .