Stracone pokolenia to tak naprawdę książka napisana przez byłego studenta, w której opisuje on po kolei 7 semestrów swojego ostatniego etapu edukacji. Już sam opis na okładce jak i pierwsze zdania, które czytamy w książce sugerują, a wręcz krzyczą do nas o tym jak negatywne postrzeganie procesu studiowania posiada autor. Jan Nowicki studiował na politechnice warszawskiej i był typem studenta, który zawsze wybierał najmniejszą linię oporu. Można zapłacić za projekt zamiast spędzać nad jego realizacją parę godzin? Żaden problem! W końcu rodzice skłonili go do pójścia na studia, więc posłuszny syn zrobi wszystko, aby ich zadowolić. Nieuczciwy nie tylko na egzaminach, ale także wobec matki i ojca, którzy płacą mu, aby tylko miał czas i zasoby do spokojnej nauki, a on zdecydowanie woli przeznaczać te kwoty na imprezy i inne atrakcje. Z biegiem lat okazuje się, że nawet wobec swojej dziewczyny nie był do końca uczciwy.
Jak odbierałam kolejne semestry?
Jako coraz większe naginanie rzeczywistości, bo o ile na początku opis prób unikania odpowiedzialności i obowiązków wydawał się po prostu perspektywą młodego lekkoducha wkraczającego w nowy świat, o tyle w dalszych latach miałam spore wrażenie, że dużo historii to tylko wyobraźnia autora. Poznajemy wiele technik na ściąganie i sytuacje, w których 20 długopisów to za mało, lub kiedy zaliczenie wcale nie jest równoznaczne ze sprawdzeniem wiedzy z danego przedmiotu, a polega na wykonaniu zupełnie innej czynności…
Czy podobała mi się ta pozycja?
Pół na pół, ale wiem, że takie odpowiedzi o niczym nie mówią.
Nie podobało mi się to, że od początku czułam wręcz agresję w wypowiedziach i opisach Jana. Tak jakby jedyną wersją studenta była ta próbująca unikać nauki i obowiązków, poświęcająca te lata przyjemności i chcąca po prostu wykorzystać możliwość przedłużenia dzieciństwa. Pretensje o to, że trzeba się nauczyć i wtedy będzie nam najlżej? No niestety, ale po to są studia. Od niedawna jestem studentką, ale od zawsze wiem jedno: studia nie są obowiązkowe, więc jeśli nie chcesz poszerzać swojej wiedzy, jeśli coś się nie interesuje to po prostu nie wybierasz tej drogi. Narzekanie na obowiązki, które są równoznaczne ze studiowaniem to w mojej opinii dziwne zachowanie.
Podobało mi się to, że jednak część przedstawionych historii dobrze obrazowała smutną rzeczywistość, z którą spotykamy się W ŻYCIU, A NIE TYLKO NA STUDIACH. Tu znajomości, tam mała zapłata, a tu niech ktoś to zrobi za mnie, czyli JAK ZROBIĆ (ZYSKAĆ), A SIĘ NIE NAROBIĆ ? Tak dzieje się nie tylko na wspomnianych tu uczelniach, ale również w pracy czy w wielu innych sytuacjach jakie nas spotykają. Typowe przekręty zostały tu opisane na pewno w sposób ciekawy i niezwykle różnorodny, więc jeśli myślicie, że jesteście mistrzami oszustwa to może się okazać, że o wielu trikach jeszcze nie wiecie!
PODSUMOWANIE:
Książka ukazująca perspektywę studenta lekkoducha, który na studia nie poszedł wcale w celu nauki, no to w takim razie w jakim? Przedłużenie dzieciństwa to jego sposób na najbliższe lata, w których towarzyszy mu czytelnik wczytując się w kolejne historie z poszczególnych semestrów. Im dalej tym opisy wydają się bardziej naginać rzeczywistość i być tylko wymysłem autora, ale może faktycznie takie rzeczy mają miejsce? Wydaje mi się, że za mało było wspominania o tym, że to tylko jedna perspektywa i jak wiadomo ile ludzi tyle opinii, a ile uczelni tyle historii studentów. Autor potrafi wszystko zobrazować dokładnie i ubrać w słowa tak, że szybko zapominamy, że to tylko jedna strona studiowania. „Stracone pokolenia” to dowód na to, że są przypadki, w których tytuł magistra czy inżyniera wcale nie musi świadczyć o wielu godzinach poświęconych nauce czy obszernej wiedzy, ale często jest po prostu wynikiem wykorzystania możliwości przedłużenia dzieciństwa.
Ja uważam, że jak ktoś chcę się uczyć to się uczy, a nie to nie, ale studia to świadomy wybór poszerzania wiedzy z zakresu, który nas interesuje i na tym w tych latach powinniśmy się skupić i wykorzystać tą możliwość rozwoju, którą nie każdy ma!