Szara myszka ma dość miana nudnego pokraka i zrobiona na bóstwo szuka mięska na przygodny seks.
Potencjalny Adonis trafia się względnie szybko.
Względnie szybko okazuje się też, że to nie byle jaka szyszka. I robi się afera.
Para robi dobrą minę do złej gry, inscenizując mistyfikację, która niemal natychmiast wyrywa się spod kontroli.
Czy katastrofa będzie źródłem upadku? A może początkiem dla czegoś nowego?
To mogłoby być… Więcej: To JEST udatnie skomponowane i dynamicznie opowiedziane story o jednej takiej i jednym takim, co to w sumie nie powinni byli, ale im się spikło i pognało w kierunku happy endu z werwą i przytupem.
Fabuła już w zarysie ma charakter, bohaterowie -pazur, akcja plecie się zgrabnie i rwie naprzód dziarskim truchtem.
Po prostu: Paszcza się śmieje, a ręce same wyciągają.
Dalibóg, dawno nie trafiłam na tak wciągający i jednocześnie relaksujący odmóżdżacz.
Można by rzec, że oto, wreszcie(!) trafiła się rewelacyjna poczytajka, prawdziwa perełka i/lub brylant czystej wody w ogólnej zalewie tandetnego chłamu.
Więc czemuż, pytam: Czemuż? polska edycja książki tekstowi źródłowemu nie dorasta nigdzie, a jeśli już, to uznać należy jej epicki blamaż na międzynarodową skalę.
W imię czego, zamiast czerpać radość z satysfakcjonującej lektury, mam ochotę krzyczeć i rozdzierać blachy pancerne gołymi rękami?
Ano dlatego, że choć od swojej strony merytorycznej sama książka Winstead to urokliwe cacko, jej polska wersja zasługuje na przeciągnięcie kilka razy pod kilem.
I to wzdłuż, nie wszerz.
Na teraz wygląda to tak, jakby Bukowy Las oddał tekst w ręce, za przeproszeniem, kwalifikowanego inżyniera z serca Afryki, który ani nie ogarnia języka źródłowego, ani o języku docelowym nie ma pojęcia.
Każdy, byle który translator online, radzi sobie z przekładem lepiej niż tutaj, zawodowy tłumacz. Nawet Google widzi różnicę miedzy „dropped” a „put”!
Cholera jasna!
Dlaczego wśród pełnych zachwytów pień nad walorami „Idealnego Kandydata” nikt nie zająknął się, że za miłą dla oka okładką, na czytelnika znad Wisły czeka pole minowe aż po horyzont? Wielki Taxis wypełniony kwasem, drutem kolczastym i niegaszonym wapnem.
Przekład pani Pochłódki-Wątorek wypala oczy i wykrwawia mózg. Na śmierć.
Zżymnąć się? Zatknąć do ust? Przywarł mnie do półek? I Ukokosić?
A to ledwie otwarcie na długiej, bardzo długiej liście grzechów pani tłumacz.
Ponawiam zatem pytanie: Prawem, jakiego kaduka, tę jakże sympatycznie zmontowaną historyjkę przekazano abderycie na zmarnowanie, a ani zatrudniony redaktor, ani korektor, w celu choćby minimalizacji wyrządzonej książce krzywdy, nie kiwnęli nawet palcem?
Jak mogłeś Bukowy Lesie, niewinną rzecz aż tak spier….ć? No jak?!?