"Dopóki śpiewa słowik..."
Jari właśnie zdał egzamin zawodowy i postanowił uczcić to samotną wycieczką w góry. Planował wędrować trzy tygodnie po dziewiczych szlakach, a następnie wrócić do swojego uporządkowanego życia pełnego serwetek oraz wykrochmalonych koszul. Jego plany szybko jednak uległy zmianie, gdy spotkał Jaschę, która zaprowadziła go do domu ukrytego pośrodku lasu skrywającego wiele, mrocznych sekretów...
Znacie to uczucie, które pojawia się na początku lektury i z góry potraficie wtedy stwierdzić, czy książka Wam się spodoba lub nie. Nie można tego nazwać intuicją, czy wrażeniem. Jest to coś pomiędzy, a jednak ma wpływ na nasze odczucia w czasie czytania. Niektóre tytuły zachwycają od pierwszej strony, inne zniechęcają, bywają też takie, do których uczuć nie da się określić, nie tylko na początku, ale i na końcu. Do tej ostatniej kategorii należy właśnie powieść "Dopóki śpiewa słowik", która okazała się dla mnie wielkim zaskoczeniem, a ostatnio rzadko mogę tak powiedzieć o tym, co czytam lub oglądam. Co jest w niej takiego niezwykłego?
Żałuję, że nie mogę Wam powiedzieć, jak "Dopóki śpiewa słowik" ma się do "Baśniarza", którego wielu z Was - jak widziałam po recenzjach - uważa za jedną z najpiękniejszych i najbardziej poruszających historii, jaką czytali. Ja mogę powiedzieć, że ten tytuł zdecydowanie jest jedną z najbardziej niepokojących książek, jakie czytałam. Jednak piszę to nie w tym negatywnym sensie, ponieważ jest ona bardziej intrygująca i wciągająca, niż odpychająca, jak to te bardzo niepokojące książki często do siebie mają. Można by powiedzieć, że pełno jest tutaj momentów, które wydają się nie mieć sensu lub nawet być komiczne, jednak uwierzcie mi, że te wszystkie niepasujące elementy układanki stopniowo łączą się w jedną, przerażającą całość.
Przyjrzeliście się dobrze okładce? Była dla mnie ona lekko niepokojąca oraz równie tajemnicza, co tytuł oraz opis, które nabrały znaczenia dopiero po skończonej lekturze i powiem, że nie jedno mnie tutaj zaskoczyło. Trzeba przyznać, że bardzo się postarano przy jej wydawaniu zamieszczając tutaj więcej symboliki, niż widziałam na jakiejkolwiek ostatnio czytanej książce, co jest dla mnie smaczkiem dodającym powieści "Dopóki śpiewa słowik" ukrytego znaczenia, które tylko czeka, żebyście je poznali!
Wszystko tutaj jest inne. Akcja książki "Dopóki śpiewa słowik" toczy się w dzisiejszych czasach.; mamy tutaj więc typowe słownictwo, "pragnienia" oraz technikę oczywiście, jednak tylko do czasu, ponieważ gdy Jari wkracza do lasu, łatwo zapomnieć o tym, że jakikolwiek świat istnieje i zaczyna się w to szczerze wątpić, a jednak autorce z powodzeniem udało połączyć się te dwa z pozoru absolutnie niepasujące do siebie światy, płynnie przechodząc od jednego do drugiego. Muszę zaznaczyć, że Antonia Michaelis ma całkowicie specyficzny styl, do którego przez pierwsze kilka stron może trudno by się przyzwyczaić, ale potem staje się to naturalne, jak oddychanie i ciężko powrócić do rzeczywistości, dlatego moim zdaniem, mimo że "Dopóki śpiewa słowik" ma ponad 400 stron, jest to historia do połknięcia na raz. Wszystko wokół przestaje istnieć i pozostają tylko słowa tej powieści.
Jedną z rzeczy, która tak mnie zaskoczyła - muszę o niej napisać, inaczej być nie może - jest subtelna erotyka, że tak to nazwę. Jari jest, jakby nie było, osiemnastoletnim chłopakiem z Niemiec, a nasi zachodni sąsiedzi( a w moim przypadku sąsiedzi z drzwi naprzeciwko) są bardziej otwarci i bezwstydni pod względem seksualnym. Jednak Antonia Michaelis opisała to w taki sposób, że czytelnik ma wrażenie, jakby nie czytał opisy, lecz podglądał bohaterów, niczym przez dziurkę do klucza. Jest to dość niezwykłe i wyjątkowo mnie nie odpychało, choć zwykle nie przepadam za takimi sytuacjami w książce, gdy pojawiają się one tylko po to, żeby się pojawić i są bez głębszego znaczenia. Tutaj również to jest inne.
"Dopóki śpiewa słowik" to książka, którą ciężko ocenić przy pomocy skali liczbowej. Jest ona inna, niepokojąca, czasami porażająca zmysły, a innym razem przerażająca. Mogę Wam jednak powiedzieć, że moje odczucia pulsują się mimo wszystko po pozytywnej stronie skali. Nie jest to jednak książka, przy której zdadzą się puste frazesy, jak polecam itp. Według mnie jest to historia, która przeczytać się powinno, żeby poznać swoje własne odczucia po skończeniu lektury; przekonać się na własnej skórze, co się stanie na kolejnych stronach i zanurzyć się w odmętach mgły...