Jak poznałam serię Hush, Hush. "Szeptem" czytałam lata temu i pamiętam, jak bardzo mi się nie spodobało. Zastanawiałam się, co ludzie tu widzą, a czego ja nie dostrzegłam? Postanowiłam jednak kontynuować serię, bo gdy miałam ku temu sposobność, to czemu nie skorzystać, a poza tym wolę dokańczać, to co zaczęłam. Nie wiem, czy liczyłam na to, że coś mi się jeszcze tu spodoba, ponieważ drugi tom był o ile to możliwe gorszy, ale za to trzeci zaskoczył mnie nawet pozytywnie. Nadal było nieciekawie, ale już nie tak źle. W końcu nadszedł dzień premiery czwartego tomu i mniej więcej wtedy go przeczytałam, ale nie miałam od tamtej chwili ochoty zabrać się za pisanie opinii, która może być dość nieskładna, zdecydowanie wredna, jak na niektóre gusta i może zawierać trochę spoilerów(ale to czwarty tom, więc już nie moja wina) za co przepraszam, ale chcę powiedzieć bardzo subiektywnie, co mi się w całej serii , jak również czwartym tomie nie podobało i dlaczego nie polecam tej sagi.
Jak to się zaczęło... Dawno, dawno temu... A przepraszam, to nie ta historia! Całkiem niedawno nudna, amerykańska nastolatka poznała boskiego faceta. Co za historia! I ten jeszcze poświęcił jej uwagę! Takiej dziewczynie, ona sama w to nie wierzy.... W każdym razie serduszko nieśmiałego, brzydkiego kaczątka zabiło dla niebezpiecznego faceta, który na pewno nie jest zwyczajnym przedstawicielem męskiego rodzaju. Skąd ja to znam? Nie, to nie Twilight, to Szeptem, pierwszy tom serii. A potem ten cud nad cudy oświadczył jej, że w sumie ją lubi, ba nawet czuje miętę, ale chce z niej złożyć ofiarę. Tak proszę państwa. Patch chciał zabić Norę, ale ta nic sobie z tego nie robiła, ponieważ big love spotyka się raz w życiu, które to dla niej zapowiadało się bardzo krótko, ale cóż. Wspominałam, że w obecności boskiego chłopaka wszystkie komórki mózgowe genialnej Nory(bo oczywiście była ona geniuszem, najlepsze oceny itd, a i poznali się *werble* na biologii!) zaczynały szwankować?
A co się dzieje na końcu historii? Opis wydawcy: Nora jeszcze nigdy nie była tak pewna swej miłości do Patcha. Upadły czy nie, to on jest tym jedynym. I choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że ta dwójka stanowi dla siebie śmiertelne zagrożenie, dziewczyna nie ma zamiaru rezygnować z ukochanego. Teraz muszą połączyć siły, by stoczyć ostateczną walkę o życie.
Starzy wrogowie powrócą, pojawią się nowi, a ktoś zaufany okaże się zdrajcą. I choć role zostały rozdzielone, Nora i Patch nie wiedzą, po której stronie przyjdzie im walczyć.
Czy istnieją takie przeszkody, których nawet miłość nie pokona?
Plus ckliwy cytat, żeby załapać kiczowatą atmosferę: "- Ofiaruj mi pocałunek, który zostanie ze mną do naszego następnego spotkania.” Klik.
Skąd Ty wzięłaś to imię? Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie Nora, to dom Weasley'ów. Dobra, taki mały żarcik, ale teraz skupimy się na postaci nieśmiałego kaczątka, które chciałoby być łabędziem. Czytałam niejedną recenzję Finale i wszyscy zauważyli, że Nora się zmieniła, ale czy na dobre? Skromna dziewczyna zaczęła uważać siebie za boginię, co osobiście baaardzo mnie śmieszyło, ponieważ dobrze pamiętam początki i jak oceniała sama siebie Nora. Wszystko by było pięknie, ponieważ jako osoba posiadająca dość feministyczne poglądy wolę, gdy partnerzy występujący w książkach są sobie równi, a nie, że taki Patch jest lata świetlne w byciu zacnym przed swoją dziewczyną, z czego oboje zdają sobie sprawę. Ale Nora wolała sobie wyrzucać kilka tomów, jakim to jest nieogarem przy swoim boyu, aby nagle w ostatniej części uważać się za super laskę... Wyszło to co najmniej dziwacznie.
A słowami Nory: „Normalność skończyła się wraz z chwilą, kiedy w moje życie wkroczył Patch. Mój chłopak jest ode mnie wyższy o głowę, ma analityczny umysł, jest zwinny jak kot i mieszka sam w supertajnym szpanerskim apartamencie pod parkiem rozrywki w Delphic. Jego głęboki seksowny głos sprawia, że miękną mi kolana. Co więcej, Patch jest upadłym aniołem. Wyrzucili go z nieba, ponieważ zbyt swobodnie podchodził do panujących tam zasad. Jestem przekonana, że kiedy Patch pojawił się w moim życiu, normalność po prostu przestraszyła się i zwiała.”
Wszyscy poza Norą są okropni! Z cyklu: kocham Cię tak bardzo, że pozwolę Ci o sobie zapomnieć, odchodzę. Jest to temat całego trzeciego tomu, który niejednokrotnie mnie zaskakiwał! Niestety negatywnie. Nie mogłam uwierzyć w głupoty, które się tam pojawiały, a pamiętajcie, że to był nie najgorszy tom sagi. Byłam aż przerażona faktem, jak autorka niecnie potraktowała rodzinę i przyjaciół bohaterki robiąc z nich potworów. Uwaga małe spoilery. Kiedy Nora doznała zaniku pamięci, to jej matka ani najlepsza przyjaciółka nie kwapiły się, aby jej wyznać, że miała chłopaka, którego bardzo kochała. Żadna z nich nie pisnęła słówka. Co za rodzina!
Jak dobrze mieć przyjaciół! Vee to postać, która zasługuje na cały osobny akapit. Nie, jej też nie lubię, bo jak wszystkie postacie w tej serii jest przesadzona i przerysowana. Jednak współczuję dziewczynie, która miała tam rolę ofiary i zapychadła. Stworzona tylko w celu, aby Nora nie wyglądała na totalnego noł lajfa(którym była): miała być na każde zawołanie, zawsze pomocna, bbf po prostu! A do tego dziewczę spotkała ta smutna rola(spoiler!), że w kim się nie zakochała, to zawsze on ginął. Wszyscy jej faceci! Mówię Wam ubaw po pachy. Nora ani zadraśnięcia, Patch kilka wyrwanych piórek, Vee i inni nieźle się trzymają, chłopak Vee martwy. Nie dopatrzenie autorki?
Typowy paranormalny relationship. Autorka chciała tak wyjść poza ramy typowego paranormala i zrobiła takiego bałaganu w książce, że aż się sama zaplątała. Wszystkie wątki kończyły się dziwacznie, ponieważ były źle prowadzone. Najgorsze jest to, że ta seria naprawdę miała potencjał! Nawet ja to widzę, ale okropny styl pisania oraz nieciekawe postacie sprawiły, że jest to książka, jakich wiele. Nie warta uwagi. Na udowodnienie tego, mały fakt z tomu czwartego: wszystkie upadłe anioły zamieszkiwały tą jedną mieścinę, gdzie Nora sobie spokojnie żyła. Ale to dosłownie wszystkie(plus nefelimowie i archaniołowie), jestem równie poważna, jak starała się być autorka zwłaszcza w czwartym tomie, co sprowadzało mnie do częstego wybuchania śmiechem, gdy pojawiły się kolejne tego typu rzeczy. Witamy w cyrku!
W kilku słowach. "Szeptem" to niestety kolejna seria z niewykorzystanym potencjałem. Przerysowane postacie, kulejąca akcja i niedorzeczności na każdym kroku sprawiły, że na długo byłam obrażona z gatunkiem paranormal romance, ale na szczęście jest dużo lepszych książek w tym stylu! Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, ale ja tylko napisałam co myślę i nie bronię nikomu mieć inne zdanie ani tego nie oceniam, każdy sobie myśli, co chce. Całą serię oceniam na 3/10 i cieszę się, że to już koniec!
Ocena tomu: 5/10.