Antonia Michaelis to niemiecka pisarka, którą pokochałam za sprawą niesamowitego "Baśniarza". Ta powieść tak mnie oczarowała, tak mną zawładnęła, że do dziś pamiętam z jakim zapałem ją czytałam. Z niecierpliwością wyczekiwałam dnia, w którym będzie mi dane przeczytać kolejną książkę tej wyśmienitej autorki. I w końcu ten dzień nadszedł i, gdy "Dopóki śpiewa słowik" leżał w moich dłoniach, ochoczo przystąpiłam do lektury. I wiecie co mnie spotkało? Ogromne, gorzkie rozczarowanie.
Osiemnastolatek imieniem Jari Cizek niedawno zdał egzamin czeladniczy na stolarza. Dotąd żył on w uporządkowanym świecie, dlatego zapragnął przygody. Przygody, która sprawi, że poczuje się wolny... W tym celu wyrusza on na podróż do lasu, ale zanim to robi, odwiedza małą galeryjkę, gdzie spotyka Jaschę, która na zawsze zmieni jego życie... Razem z tą niesamowitą dziewczyną spędza w lesie niezwykły czas, otoczony jedynie dźwiękami natury.
Sama nie wiem, czego się spodziewałam. Książki chociaż w połowie tak dobrej, jak "Baśniarz", historii, która dosłownie mnie pochłonie, która sprawi, że rzeczywistość nie będzie miała jakiegokolwiek znaczenia. Na pewno nie spodziewałam się tego, co otrzymałam, bowiem "Dopóki śpiewa słowik" to dla mnie zlepek chaotycznych zdań. Owszem, fabuła jest oryginalna i owszem, warsztat pisarski może się jawić jako pozornie dopracowany, ale taki nie jest. Jest stanowczo zbyt przesadzony, zbyt patetyczny, pełny wymuszonych dramatów i nieudolnie przekazywanych życiowych mądrości. Niemiecka pisarka na siłę stara się pisać poetycko i filozoficznie i o litości - w ogóle jej to nie wychodzi! Jej pseudomądrości w ogóle do mnie nie przemówiły, a podczas ich czytania nieodłącznie towarzyszył mi pełen politowania uśmiech. Topornie brnęłam dalej, opierając się pragnieniu rzucenia tym "dziełem" w ścianę. Podczas lektury "Dopóki śpiewa słowik" jedyne co czułam to rosnącą irytację i ogromne rozczarowanie. Myślę, że przez całą książkę miałam na twarzy wypisane: wtf? Chwilami naprawdę nie wiedziałam, co czytam.
Akcja w tej powieści po prostu leży i kwiczy. Przykro mi było patrzeć, jak Antonia Michaelis zrujnowała dobry pomysł zwykłą przesadą. Gdy już zaczynało coś się dziać, gdy już coś mnie ciekawiło, pisarka w iście diabelskim stylu pozbawiała mnie tej nutki fascynacji, którą na początku - o, ja głupia i naiwna - miałam. Czułam się naprawdę okropnie, jakby autorka po prostu ze mnie kpiła, naprawdę. W tej powieści zaobserwowałam pewien schemat, mianowicie coś się dzieje i nagle gwałtowny powrót do potwornie nudnej akcji, czytelnik tym samym zostaje pozbawiony złudzeń. Przeczytałam ponad połowę tej lektury, a resztę jedynie przekartkowałam. Więcej po prostu moje nerwy by nie zniosły.
Pozwolę sobie zacytować pewien fragment: "Jari: - Nic ci nie zrobię. Jestem tylko... (czas na filozofowanie) A kimże ja jestem? - pomyślał. - Kim ja naprawdę jestem?" (w tym momencie przewracam oczami). Jesteś najbardziej irytującą personą na świecie - oto kim jesteś! Tak, bohaterowie to kolejny mankament tej książki. Gorszej sieroty płci męskiej niż Jari to ja chyba nigdy nie spotkałam, co jest nie lada wyczynem. Oto mamy postać, która non stop myśli o seksie, jego głowę ciągle zaprzątają myśli o swoim najlepszym przyjacielu - Mattim w kontekście tego, jakim to on jest Don Juanem. Już bym chyba wolała, żeby to Matti odgrywał główne skrzypce w tej powieści, bo wtedy może nie chciałabym go trzepnąć w twarz, tak jak chciałam zrobić z Jarim. A co z Jaschą? Tą pseudotajemniczą dziewczyną, która zapewne w zamierzeniu miała fascynować, a w rzeczywistości myślałam sobie o niej: ta bohaterka ma nierówno pod sufitem...
"Dopóki śpiewa słowik" pozostawił po sobie ogromny niesmak. Pewnie gdybym najpierw sięgnęła po tę gorszą powieść tej pisarki, to "Baśniarz" zapewne by już tak mnie nie zachwycił. Żałuję, że w ogóle przyszła mi ta szalona myśl przeczytania "Dopóki śpiewa słowik", bo zepsułam sobie jedynie dobre wrażenie, które niemiecka autorka na mnie wywarła. Skąd więc ta ocena, która przecież jedynką nie jest, pytacie? A za pomysł, który mógłby być interesujący, gdyby Antonia Michaelis poskromiła swój zapał do zbędnego filozofowania. A tak to wyszło jak wyszło...