Co "Ruda sfora" ma wspólnego z "Siewcą wiatru"? Co łączy ją z "Władcą pierścieni"? Nie zapominajcie też o "Niekończącej się historii"!
Maję Lidię Kossakowską poznałam dawno temu, kiedy w ręce wpadł mi "Siewca wiatru". Zakochałam się w nim po uszy, jednak z powodu konsekwetnie realizowanej przeze mnie polityki "spychologii", kolejną książkę tej autorki wciąż odkładałam "na kiedyś". Nie wiem, czy nie potrafię się uczyć na błędach, ale znów okazało się, że po przeczytaniu biłam się w pierś. Czemu zrobiłam to dopiero teraz?!
Wiele osób uważa, że "Siewca wiatru" to najlepsza książka Kossakowskiej. Przyznaję, jest świetna, ale nie jestem przekonana, czy duet Siewca-Sfora można rozważać w kategoriach lepszy-gorszy. Na pewno mają jeden wspólny wątek - warstwowość świata pozagrobowego. Bardzo przypadł mi do gustu, ponieważ dodaje odrobiny człowieczeństwa istotom żyjącym "tam". Paradoksalnie, zamiast czuć się pewniej wokół tego co (przynajmniej częściowo) znamy, jesteśmy zagubieni, lecz zaintrygowani.
Idea Nieba według Kossakowskiej przemawia do mnie nawet bardziej niż przyjęty ogólnie wzorzec. Jeśli Niebo składa się z kilku warstw, a najwyższy z bogów mieszka w ostatnim z nich, gdzie nawet najpotężniejsi szamani nie mają wstępu, logicznym jest, że po prostu NIE WIE, co dzieje się na ziemi czy niższych niebach. Kwestia tego, że nie wie, bo nie chce wiedzieć, również wydaje się oczywista. Nie po to stworzył świat na ziemi i kilka niższych nieb, w których panują pomniejsze bóstwa, żeby przez resztę życia zastanawiać się, co u nich słychać. To się nazywa umiejętność ustawienia się na resztę swoich dni! :-)
Motyw wędrówki przez wiele krain, aby je wszystkie ocalić nie jest niczym nowym w literaturze. W połączeniu z drużyną nieudaczników, która wyrusza uratować świat mamy mieszankę pod tytułem "Władca pierścieni". Nie ma nic złego w tym, że "Ruda Sfora" wywołuje takie skojarzenia. Nie ma nic lepszego, niż nauka od mistrzów. Tym bardziej, że Kossakowska nie kopiuje Tolkiena, a jedynie pokazuje nam swoją interpretację tego samego problemu. Tak trzymać!
Pamiętacie "Niekończącą się historię"? Kto czytał, ten wie, dlaczego Fantazja chyli się ku zagładzie. Otóż ludzie przestali wierzyć. Podobny motyw znajdziemy w "Rudej Sforze". Pomysł mi się podoba, ale odpowiedzialność, która na nas spada - nie za bardzo ;-)
Poznajcie moją ulubioną postać:
- No to jak? - spytał ze znużeniem Ergis. - Jesteś w końcu tupilakiem?
Na głupkowato uśmiechniętej twarzy kościeja zagościło niezdecydowanie.
- A bo ja wiem? Nie bardzo. Bo na krzcie to mi dali Iwaszka.
Powiedzcie- jak tu nie lubić takiego osobnika? Iwaszka rozkłada na łopatki swoją życiową filozofią, głupkowatym uśmieszkiem i zębami z drewnianych kołków, które trzeba co jakiś czas dostrugać. Jest naiwny i bezbronny, pomimo, iż miał być maszynką do zabijania i ćwiartowania wrogów. Nie skrzywdzi nawet muchy, jest tchórzliwy i pakuje swoich towarzyszy w coraz to nowe kłopoty. Jednak jeśli chodzi o węch, nie ma sobie równych, (bo "tupilaki się nie pomyliwują"), co okazuje się bardzo przydatne. Mimo wielu niedoskonałości jest wspaniałym towarzyszem i oddanym przyjacielem. Dlatego wielka szkoda, że jego wątek nie został bardziej rozbudowany. Ta obiecująca postać mogła wnieść dużo humoru do książki, a tego akurat brakowało mi najbardziej. Bohaterowie tacy jak Iwaszka budują całą historię. Czymże byłby Shrek bez Osła, Harry bez Freda i Georga, Geralt bez Jaskra...?
Chciałabym też zwrócić uwagę na fantastyczne ilustracje. Niby nic - ot, zwykłe szkice - a mają w sobie coś magnetycznego. Niejednokrotnie łapałam się na tym, że zamiast czytać studiuję każdy szczegół napotkanej ilustracji. Są magiczne i wyjątkowe, warte poświęconego im czytelniczego czasu (a było go niemało) :-) Dominik Broniek oficjalnie został wzięty przeze mnie na celownik. Teraz już żadna jego ilustracja nie przejdzie niezauważona.
Kolejny duży plus daję za oparcie fabuły książki na jakuckich wierzeniach, o których wcześniej nie miałam zielonego pojęcia. Dodatkowo na końcu książki znajduje się słowniczek w którym wszystko zostało zebrane do kupy i przedstawione w skondensowanej wersji. "Ruda Sfora" to jest to co tygryski lubią najbardziej, czyli przyjemne z pożytecznym.