Czyli słów kilka na temat ,,Przeklętego metalu'' Pawła Kornewa.
Już na początku muszę zaznaczyć, że mimo zakończonej lektury waham się w ocenie – czy to była dobra książka? Czy może raczej średnia? A może nie średnia, tylko plasująca się w ciężko wyrażalnej za pomocą gwiazdek kategorii ,,dobre czytadło tramwajowe''? Przyznam, że skłaniam się ku tej ostatniej opcji i zaraz wytłumaczę Wam dlaczego.
Po pierwsze, język. Z jakiegoś powodu książkę czytało mi się... dziwnie. Coś mi nie pasowało, coś mi zgrzytało, ale było to na tyle trudno definiowalne, że w zasadzie nie wiedziałam co dokładnie mi nie pasuje. Bo przecież czytałam poprzednie książki autora i wszystko było w porządku, styl był w miarę lekki, czytało się szybko, bohaterowie byli ładnie rozpisani, akcja też niczego sobie... A tu? A tu nagle coś jest nie tak. Podejrzewam więc, że to po prostu wina tłumaczenia.
Po drugie, redakcja i korekta. Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś nie będzie w stanie zauważyć literówki typu a-ą czy przecinka postawionego zamiast kropki. Ale źle rozbite/rozdzielone słowa? Nie wiem, jak Was, ale mnie uczyli już w podstawówce, że nie można robić potworków w stylu:
No i on jej powiedział, że ten chłopak nie lubi brytyjczykó
w
(Tak, w dodatku bez myślnika.)
A podobne błędy kilka razy w książce się zdarzają. Byłabym jednak w stanie to wybaczyć, gdyby akcja była ciekawa.
Tymczasem... tymczasem otrzymałam książkę niekoniecznie taką, o jakiej mówił mi blurb. Poczułam się mniej więcej tak, jakbym rozwijała krówkę z opakowania po to, żeby się przekonać, że ktoś mi zrobił psikusa i ukrył w środku cukierka eukaliptusowego. I nic nie zmienia tu fakt, że lubię cukierki eukaliptusowe, bo chciałam – i nastawiłam się! - na krówkę.
,,Przeklęty metal'' miał się skupiać na postaci Sebastiana Marta, samozwańczego egzorcysty. Ale się nie skupia. Rozdziały poświęcone tej postaci były dosłownie dwa – a szkoda, bo Sebastian jest ciekawym charakterem i chociaż egzorcyzmów w jego wykonaniu raczej nie uświadczymy w tej książce zbyt wielu (co samo w sobie jest nieco rozczarowujące, jeśli ktoś się nastawił na opisy wypędzania demonów), to praca tajnego agenta od wszystkiego jest niewyczerpanym źródłem ciekawych historii.
Ale! Zbliża się wojna z Lensem, w niektórych państwach już ta wojna jest, trzeba zatem wprowadzić wątek polityczny i nowe postacie. Kilka intryg na wysokich szczeblach i planowane zabójstwo wpływowej osoby.
I to byłoby naprawdę fajne, gdyby zostało dobrze rozpisane. A podczas lektury odnosiłam wrażenie, że autor nie do końca przemyślał pewne wątki przez co całość wypadła albo nierealnie, albo trochę niewiarygodnie, a zatem nie można powiedzieć, żeby ta warstwa ,,Przeklętego metalu'' była czymś, co czytelnika do książki przyciągnie.
Dlaczego więc waham się między dość wysokimi notami? Ano, dlatego, że jako literatura typowo rozrywkowa spod znaku niewymagających wiele od czytelnika powieści awanturniczo-przygodowych ,,Przeklęty metal'' wypada całkiem nieźle. Powiedziałabym wręcz, że jest dość przyjemną lekturą. Moje pewnego rodzaju rozczarowanie jest powodowane w dużej mierze tym, że opis okładkowy nie do końca odpowiada rzeczywistości książki.
Ale nie takie rzeczy się zdarzają, prawda?
Jeśli chcecie oderwać się od szarej codzienności i macie ochotę na przygodę, albo po prostu spędzacie sporo czasu w komunikacji miejskiej, to książkę Kornewa Wam polecam. Jako zabijacz czasu sprawdzi się doskonale.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl