Odłożywszy książkę, już po przeczytaniu, pomyślałem że jest ona przeznaczona dla młodzieży. Koniec podstawówki, pierwsza licealna. Podtrzymuje to zdanie. Lecz i dorosły może się w powieści odnaleźć. Temat i sposób przedstawienia tegoż, jest, że tak powiem, uniwersalny. Zrozumienie go młody i dojrzały.
Główna bohaterka, Marta, jest młoda i nie potrafi się odszukać w powieści. Dziewczyna chce uhonorować Pismo Święte medalem. Ale w jakim celu? Biblia nie potrzebuje żadnych dyplomów, żadnych odznaczeń. Codziennie na całym świecie ludzie czytają je. Ba, modlą się do Boga, trzymając egzemplarz tej przedziwnej Księgi. To jest już, dla Autora, wyróżnienie. Dzięki słowom zapisanym w Biblii, wielu ludzi nawróciło się na chrześcijaństwo.
To po co przyznawać Jej medal? Dla walorów literackich, wyznaje Marta. Być może ten argument dotrze do dyrektora Klubu Książki. Bo właśnie do niego ma zamiar udać się dziewczyna o pomoc. Niestety ten odmawia.
Tymczasem na innej płaszczyźnie wydarzeń, jeżeli można tak powiedzieć, Narrator toczy dawno zaczęty bój z Autorem. Nikt nie pamięta o co się pokłócili i kiedy to nastąpiło. Wyobraźnia podsunęła mi wizję wojny stuletniej. Pod jej koniec żadna ze stron konfliktu nie była w stanie powiedzieć kto tę wojnę zaczął, jaki był powód rozpoczęcia, ilu żołnierzy zginęło. Czyli to już naprawdę bezsensowna wojna.
Konflikt między Narratorem a Autorem również trwa od dawna. Lecz znamy przyczynę sporu. Obaj panowie kłócą się o to kto jest ważniejszy w powieści. Bo to że są ważni – to wiadomo. Ale kto bardziej? Może pytanie postawmy inaczej: kto był pierwszy? To jest dziwne pytanie, panie Adamie. Wiadomo, że nie. A ten dopiero wymyślił Narratora. Ale przypominam że jesteśmy w powieści. A w powieści wszystko może się zdarzyć. Odwrócenie ról także. A może przede wszystkim?
Napisałem że „nie ma tytułu.” jest powieścią dla młodzieży. Młodzi ludzie wiele dobrego dowiedzą się o budowie książki. Ze strony merytorycznej i technicznej. Jak tworzy się powieść, jak nie powinno się jej budować. Z wyobrazni i mgły, można powiedzieć. Mgła jest tutaj aluzją do tego co może się wydarzyć, choć nie powinno.
Koniec powieści zaskakuje leciutko. Leciutko, bo niejedną powieść już przeczytałem, i niejedną kombinację zdarzeń widziałem. To co proponuje Krzysztof Siwiec jest prawdopodobne, pod jednym wszakże warunkiem. Wszystko to co przeczytaliśmy w powieści, zostać powinno w powieści.
Bo tak naprawdę mamy do czynienia z grą wyobrazni. Wyobrazni, której nie powinno starczyć także dorosłym. Dlatego też i oni powinni przeczytać „nie ma tytułu.” Nigdy za późno na naukę. Na przypomnienie pewnych zasad czytania. Polecam bardzo gorąco rozmowę Marty z Bibliotekarką. Być może słowa które wypowiada Ta Druga brzmią dziwnie w jej ustach, ale po przemyśleniu muszę przyznać Jej rację. To co Ona mówi, po prostu jest prawdą.
Być może dla niektórych dorosłych powieść Krzysztofa Siwca wyda się w treści naiwna i głupiutka . Prawda, ale co z tego.
Przesłanie które wypływa z powieści jest jednym z najmądrzejszych, jakie czytałem. Prawdopodobnie są książki dawno już napisane, które niosą podobnie ( acz tak samo) sformułowana deklaracja. Powtórzę – i co z tego wynika? Kiedyś ktoś powiedział że kłamstwo powtarzane po wielokroć staje się prawdą. A po wielokroć powtarzana prawda? Z tym pytaniem zostawiam Czytelników bez odpowiedzi. A właściwie z odpowiedzą, która jest powieść Krzysztofa Siwca „nie ma tytułu.”.