Jakiś czas temu postanowiłam, że zrealizuję listę 100 książek, które wg BBC trzeba przeczytać w życiu… i choć chwilowo plan porzuciłam, nie znaczy to, że do niego nie wrócę.
Ostatnią książką, którą zaczęłam czytać, z racji narzuconego sobie wyzwania, była „Diuna” Franka Herberta. Niestety nie ukończyłam lektury, ledwie po jej rozpoczęciu zniechęciłam się do dalszego czytania.
Dlaczego? Nie dlatego, że książka jest zła. W końcu to arcydzieło literatury sci-fi. Po prostu z tego typu twórczością jest mi nie po drodze. Niezależnie od tego, ile razy próbuję, zawsze polegam.
Pomyślałam jednak, że muszę poznać tę historię, mimo wszystko, a powieść graficzna wydaje się łatwiejsza w odbiorze.
O czym, pokrótce, jest książka?
Ród Atrydów planuje przejęcie władzy nad pustynną planetą Arrakis. Słynie ona z niedostatków wody oraz zapasów drogocennej przyprawy – melanżu. Harkonnenowie, którym odebrano władzę, planują zemstę na księciu Leto, Lady Jessice i ich synu Paulu. Chłopiec pod wieloma względami jest wyjątkowy i sam nie zna jeszcze swojego przeznaczenia.
Historia skupia się zarówno na zawiłościach politycznych na planetach, jak i zagadnieniach ekologii i technologii, a także po troszkę religii. Przede wszystkim dotyka jednak interakcji między ludźmi i ich emocji.
Księga pierwsza to dopiero wstęp do dalszych wydarzeń.
Powieść graficzna rzeczywiście okazała się, może nie strzałem w dziesiątkę, ale trafionym pomysłem. W sci – fi zawsze odstrasza mnie ilość nowych nazw, nie do końca wyjaśnionych pojęć i zawiłości, których trzeba uczyć się podczas czytania i samemu domyślać ich znaczenia. Sprawia to, że podczas lektury często wątpię w swoje zdolności poznawcze.
Przez to, że akcja, z racji formy wydania, płynie szybciej, łatwiejsze było dla mnie zrozumienie fabuły. Możliwe, że dzięki temu za jakiś czas znów podejmę próbę przeczytania oryginalnej powieści.
Pomimo tego, że „Diuna” nie wpisuje się w mój gust czytelniczy, mam poczucie, że powinnam ją znać. W końcu to jedna z najważniejszych współczesnych powieści.
Nie jestem ekspertem od „kreski”, więc nie potrafię ocenić walorów graficznych tego wydania. Z mojego punktu widzenia rysunki były przyjemne dla oka, choć nie do końca zapadające w pamięć, czy wyróżniające się spośród innych.
Przede mną jeszcze zeszłoroczna ekranizacja – oglądaliście?
Jesteście fanami sci-fi? Czy podobnie do mnie, raczej omijacie ten gatunek?