Wiecie, czasami jest tak, że czyta się książkę autora, którego się w ogóle nie zna. Nic, a nic, nawet ze słyszenia i nagle trafia nas grom z jasnego nieba po przeczytaniu jednej i pochłania się już kolejne niczym narkoman na głodzie, nie mówiąc o czekaniu aż zostaną wydane kolejne... istna męczarnia, prawda? W moim przypadku "Diabeł w Białym mieście" jest właśnie moim pierwszym spotkaniem z Erikiem Larsonem, a czy jest moją nową miłością? Za momencik Wam opowiem!
Ale zanim o moich wrażeniach, to najpierw nakreślę Wam, o czym ta książka jest. Spokojnie, nie popłyniemy ze spojlerami, a nawet wręcz przeciwnie... zostawię Wam pewien niedosyt.
Co mnie skusiło, aby tę powieść przeczytać? W końcu z reguły po historyczne książki nie sięgam! Ach... morderca! Seryjny do tego! I również to, że podobno autor skrupulatnie się przygotował do wykreowania opowieści umieszczonej od 1890 roku i parę lat później. Poznajemy dwóch mężczyzn, architektów, a wszystko dzieje się w Chicago. Wszyscy nazywają je czarnym miastem. Dlaczego? A no, bród, smród i ogólnie nic przyjemnego do oglądania, a jednak ktoś się skusił, aby zorganizować tam wystawę. I w tym momencie pojawia się morderca. Wykorzystuje wystawę, aby mordować. Co mają wspólnego z tym faktem architekci? Cóż się dzieje albo wydarzy? To już musicie doczytać sami.
Podoba mi się to, że ta książka nie jest typowym kryminałem, ale również nie jest taką sensacją, jaką znam. To dla mnie nowość, zupełnie coś innego i choć niekoniecznie sięgam po powieści historyczne, to muszę przyznać, że ta mi się podobała!
Jedną z głównych zalet jest zagłębienie się w psychikę mordercy. Świetnie opisane, do tego stopnia, że czułam się jak bym grzebała mu w umyśle! Któż by pomyślał, że dodatkowo był to pierwszy seryjny morderca? Tak, tak i tutaj ogromne oklaski dla autora za zgłębienie faktów i przybliżenie czytelnikom metod działania, opisanie zbrodni.
Autor dosłownie miota uczuciami czytelnika. Wyobraźcie sobie, że podczas czytania nieco ponad 400 stron przechodzicie przez cały tajfun emocji. Od strachu, niepokoju, po salwy śmiechu, a nawet łez wzruszenia. Do tego opisy wystawy przeplatane z paskudnymi morderstwami. No powiem Wam, że pokochałam tę powieść i już zaczęłam czytać kolejną tego autora, ale o niej opowiem Wam za kilka dni.
Tymczasem zostawiam Was z tą opinią i mam nadzieję, chęcią sięgnięcia po "Diabła w Białym Mieście". Ku mojemu zaskoczeniu dla mnie jedna z ciekawszych w tym gatunku, choć jak mówiłam, nie sięgam o powieści historyczne zbyt często :)
Wydawnictwu Sonia Draga dziękuję za egzemplarz. Był to strzał w dziesiątkę, choć zupełnie na ślepo!