Będąc fanką kryminałów wszelakich nie mogłam oprzeć się pokusie zapoznania się z twórczością angielsko- kanadyjskiej pisarki Maureen Jennings i wykreowaną przez nią postacią, detektywa Murdocha. Autorka urodziła się w Wielkiej Brytanii, lecz w wieku 17 lat wyemigrowała do Kanady. Jej niesłabnące przywiązanie do kraju ojczystego miało wpływ na jej miłość do i sposób pisania o erze Wiktoriańskiej. Seria o detektywie Murdochu liczy sobie 7 tomów, a serial na nich bazujący 6 sezonów. "Biedny Tom już wystygł" jest trzecią książką wydaną w Polsce, jednak zachęcona opiniami, iż można ją przeczytać bez znajomości wcześniejszych, ze spokojem i zaciekawieniem oddałam się lekturze.
Jakie jednak wywarł na mnie wrażenie ten opanowany i elokwentny mężczyzna, o tym za chwilę.
Murdoch cierpi. I to w każdym tego słowa znaczeniu, ponieważ jakiś czas temu stracił ukochaną narzeczoną, a teraz dodatkowo ma ogromny problem z zębem. Jakby tego było mało zostaje jeszcze wysłany na poszukiwanie konstabla Wickena, o którym od kilku godzin słuch zaginął. Jak podejrzewacie mężczyźnie udaje się znaleźć zaginionego, jednak nie w takim stanie jakim by tego oczekiwał. Wicken nie żyje, a okoliczności jego śmierci zdają się dla Murdocha bardzo mocno podejrzane. Depresjia u pełnego radości człowieka, pojawiające się znikąd narzeczone oraz tajemniczy liścik przy ciele ofiary, to wszystko wydaje się być za bardzo zaplątane i zbyt nieprawdopodobne. Detektyw podejmuje śledztwo, a na swej drodze spotyka coraz więcej postaci, które mogą coś wiedzieć o tym pozornym samobójstwie. Czy uda mu się rozwikłać tę sprawę?
Wrażenia i rekomendacje
Z czystym sumieniem stwierdzam, że autorka z wielką wprawą zarysowała w mojej głowie zarówno miejsca jak i postacie ze swojej książki. Bardzo cenię sobie pisarzy, którzy oddziałują na moją wyobraźnię słowem pisany, a tak właśnie było w tym przypadku. Niesamowity, brudny, zmęczony klimat wiktoriańskich czasów aż wyziera ze stron tej książki, czego po prostu nie sposób nie docenić. Bohaterzy, na których opiera się akcja są mocno zarysowani, a ich zachowania umotywowane. Wydarzenia przedstawiane są z dwóch różnych perspektyw, co także daje czytelnikowi lepsze rozeznanie w całej akcji. Opisy nie przytłaczają, są wyważone i doskonale dopracowane. Szczególnie mocno spodobały mi się te odnoszące się do domu wariatów, a także osób, które w nim przebywały. Podziękowania, które napisała autorka, a które znajdują się na ostatniej stronie książki, podkreślają jak wiele pracy zostało włożone, w przygotowanie się do stworzenia odpowiedniego tła do tej powieści.
Tytuł książki zaczerpnięty został z Szekspira ( ze sztuki której jeszcze nie czytałam. Ostatnio coś często wpadam na Williama, więc to chyba jakiś znak odgórny, że czas uzupełnić braki ;)) a jego rozwinięcie znajduje się przed prologiem. Jego odniesienie do treści powieści zrozumiałam po przeczytaniu całości, dlatego dopiero teraz jestem w stanie go docenić i stwierdzić, że doskonale się z nią komponuje.
Okładka jest niesamowicie intrygująca i wspaniale dobrana, ponieważ przedstawia zdjęcie z epoki wiktoriańskiej w kolorach sepii. Zorientowałam się, że jest to konsekwentny zabieg wydawnictwa, ponieważ wcześniejsze części, przygód detektywa Murdocha, zostały opatrzone obwolutami w takiej samej konwencji. Kolejny plusik za piękne ramki okalające kolejne rozdziały oraz numery stron. Uwielbiam takie małe smaczki, ponieważ pozwalają na krótką chwilę oderwać się moim oczom od tekstu i przez tą nanosekundę od niego odpocząć.
Zasiadając do lektury wystygniętego Tomka, spodziewałam się dobrego kryminału w starym stylu. I nie zawiodłam się. Autentyzm czasów, w których rozgrywa się akcja, świetnie przemyślana fabuła no i oczywiście elokwentny detektyw, który boi się wizyty u dentysty. Zdecydowanie zapragnęłam poznać pozostałe jego przygody, a autorka dołączyła do grona moich ulubionych pisarzy.