"Jaskółki z Czarnobyla" Morgana Audica to świetny kryminał o niebanalnej oryginalnej fabule i wciągającej intrydze, która łączy współczesną zbrodnię z wydarzeniami sprzed lat.
W Prypeci, mieście największej nuklearnej katastrofy XX wieku, zostają znalezione okaleczone zwłoki mężczyzny. Tropy współczesnego śledztwa prowadzą do makabrycznej zbrodni, którą odkryto w pamiętnym kwietniu 1986 roku, w dniu wybuchu reaktora. Kryminalną oś powieści oplatają wspomnienia czarnobylskiej tragedii i jej konsekwencji. Przeszłość i teraźniejszość mieszają się, ale wciąż króluje mroczny nastrój niepokoju i poczucia zagrożenia w skażonej strefie.
Już na początku przedstawiony zostaje ten ważny bohater powieści — zona, czyli zamknięta Strefa Wykluczenia wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Zona to miejsce złe, tajemnicze i mroczne. Odludne i dzikie, bo zaraz po katastrofie mieszkańcy zostali ewakuowani, a nieliczni, którzy wbrew zakazowi wrócili, mieszkają bez dostępu do elektryczności i cywilizacji. Żyją wśród dzikich i zdziczałych zwierząt, piją skażoną wodę ze studni, żywią się płodami rolnymi uprawianymi w skażonej glebie.
Zona jest ciągle szarą strefą działań przestępców i przemytników poszukujących łatwego zarobku. Kolejne pokolenie szabrowników handluje resztkami porzuconych samochodów, materiałów z rozbiórki domów, sprzętów i wszystkiego tego, co jakikolwiek skup przyjmie. Szokujące jest to, że mafijny półświatek, przy współpracy z policją, wysyła "czarne złoto Czarnobyla" na wschód kraju, a huty Donbasu nie pytają skąd złom pochodzi, przetapiają i wysyłają do Chin czy Indii, a potem wyprodukowane z tych radioaktywnych materiałów karoserie samochodowe, drabiny i hulajnogi wracają na rynki europejskie.
Nie do pomyślenia, że miejsce największej katastrofy XX wieku stało się pożądanym celem wycieczek turystyczno-rozrywkowych. Za 100 euro plus jakieś dziwne ubezpieczenie od napromieniowania można podnieść sobie adrenalinę, spacerując po Prypeci i słuchając od miejscowych przewodników czym grozi pozostanie tam kilka minut za długo lub gwałtowne wzruszenie pyłu zalegającego w pustych budynkach. Tymczasem oddelegowani do pracy w zonie policjanci są w ciągłym obezwładniającym strachu o swoje zdrowie i o zdrowie swoich rodzin, wsłuchują się w dźwięki dozymetrów osobistych i doszukują się u siebie pierwszych oznak choroby popromiennej.
Audic nie ogranicza się do przerażającego obrazu radioaktywnej strefy. W tle szerzej nakreśla aktualną sytuację społeczno-polityczną Europy Wschodniej. Nawiązuje do krwawych wydarzeń w Donbasie, z emocjami mówi o rewolucji na Majdanie, trudnymi wspomnieniami weteranów przypomina wojny w Czeczenii i Afganistanie. Piękną laurkę wystawia młodym Ukraińcom — ochotnikom w walce z separatystami — którzy podejmują walkę wbrew przeciwnościom ekonomicznym (ciężka sytuacja materialna kijowskiej rodziny nie pozwala na zakup kamizelki kuloodpornej) i osobistym (bohater planuje ślub i stara się o dziecko, jednak priorytetem jest walka dla ojczyzny). W podobnym stylu wypowiada się o postawach młodych podczas Euromajdanu.
Tak nakreślone tło, a także doskonałe wiarygodne postaci — ze swoimi upiorami przeszłości i codzienną walką o lepsze jutro — składają się na obraz społeczeństwa z czasów istnienia Związku Radzieckiego, a zarazem dają przenikliwy portret współczesnej Ukrainy. Autor wydaje się świetnie przygotowany do tematu powieści, a poza wartością merytoryczną zachwyca i stylem, i językiem. Fabułę prowadzi przejrzyście i naprawdę intrygująco. W intrygę kryminalną wplata taki ogrom wiedzy historycznej, medycznej, społeczno-ekonomicznej, socjologicznej, że osobno mógłby popełnić powieść reportażową, jednak tu w najmniejszym stopniu nie narusza konwencji kryminału — nie odciąga od śledztwa, nie przyćmiewa zagadki. Są emocje, są fałszywe tropy i element zaskoczenia, ale przede wszystkim zbudowany jest taki nastrój, że do końca nie wiemy, czego się bardziej boimy, niebezpieczeństwa ze strony skażonego środowiska czy grasującego mordercy.