„Demony” Łukasza Śmigla były niewątpliwie jednym z największych wydarzeń literackich w ostatnim roku. Oczywiście, dzięki oszałamiającej kampanii reklamowej, która na wzór amerykańskich doprowadziła do tego, że bałem się, iż akwizytor również przyniesie mi książkę Śmigla. Jednak żarty na bok. Kampania była przeprowadzona wzorcowo, o trailerach, trainerach, audycjach i spotkaniach autorskich mówiło się dużo i mówić można jeszcze więcej. Warto jednak pamiętać, że u podstaw tego całego zamieszania leży książka.
Na zbiór złożyło się dwanaście zróżnicowanych stylistycznie i gatunkowo utworów. I tu pojawia się pierwszy dysonans. Autor udowadnia swoje różnorakie umiejętności i szerokie możliwości, jednocześnie nie przekonując mnie w niemal w żadnym z tych wcieleń.
Otwierająca zbiór historia „Bestseller” to zgrabnie zmontowana wariacja na temat Stephena Kinga i całkiem niezłe naśladowanie jego stylistyki. Nie tak jednak rozumiem mocne wejście. „Dekathexis” nie miał szans mnie przekonać ze względu na moją powszechną antypatię do wampirów, niemniej opowiadanie to pozostawiło spory niedosyt. Gdyby tak temat rozbudować, a historię owego świata przedstawić bardziej szczegółowo, moglibyśmy odnaleźć w autorze brakującego od lat pisarza dark fantasy.
„Śmierć Prokris” to udana groteskowa i dość makabryczna historyjka o świętym Mikołaju (trzeba przyznać, że tematyka świąteczna zawsze służyła pisarzowi). „Nigdy więcej” to przerażająca historia o dziecku i rodzicu... Problem w tym, że poza pomysłem zabrakło oczekiwanego dramatyzmu. Domyślam się jednak dlaczego, ale przemilczę fakt.
„Opowieść chłopca” przenosi nas w czasy drugiej wojny światowej, gdzie dwoje żydowskich dzieci znajduje schronienie u mężczyzny. Opowiadanie zaiste ciekawe, ale przewidywalne do bólu... Podobna przewidywalność uderza z „Fotela”; „Klątwa z o.o”. Dość ciekawie wypada „Bohater 1916”; „Pełna kieszeń” czy kończące zbiór „Wesołych drzew”. Zupełnie nie przekonują płytkie i banalne „Imago” i „Przyjdzie i po ciebie...”
I teraz pojawia się odwieczny problem. Naprawdę miałem spory kłopot przy pisaniu tej recenzji. Przeczytałem książkę w przedświątecznym okresie jednak nie poruszyła mnie ona w najmniejszy sposób. Może jedynie „Bohater 1916” i „Opowieść chłopca” utkwiły w pamięci, głównie za sprawą realiów historycznych, pozostałe uleciały równie szybko jak zostały przeczytane. Teraz kartkując zbiorek przed recenzją przypominałem sobie, że w sumie każde opowiadanie ma w sobie duży potencjał, jednak według mnie nie wykorzystany. I problem pojawia się w tym miejscu, gdy chcę wytknąć autorowi błędy, bowiem autor te błędy przewidział, odparował i uczynił z nich swą cechę rozpoznawczą. Sam w wywiadach podkreśla, że pomysły czerpie od utworzenia dobrej sceny filmowej, wokół której konstruuje fabułę. Że chce tworzyć opowiadania na zasadzie filmowego scenariusza. Że nie pisze w polskich realiach, ponieważ chciał się uwolnić od polskich realiów. Fakt, że nie potrafi sobie wyobrazić pewnych sytuacji w Polsce świadczy o jego wyobraźni jedynie...
„Demony” na pewno znajdą rzesze oddanych czytelników, a grono fanów Łukasza Śmigla niewątpliwie się powiększy. Ja jednak wolę wcześniejsze utwory autora. W tym wydaniu pisarz stał się dla mnie zbyt nadęty. Nie przekonuje mnie ani „groźne” spojrzenie z okładki, ani filmowość tych pseudoamerykańskich historii. W świetle akcji promocyjnej odbieram książkę jako literacki fast-food skierowany do młodzieży. Zabieg w swych założeniach idealny i przeprowadzony błyskotliwie, niemniej powtórzę – nie tego oczekiwałem po debiucie pisarza, którym zaczytywałem się jeszcze w „Magii i Mieczu”. To nie jest zła książka. Wręcz przeciwnie. Ale o gustach się nie dyskutuje. Jestem na nie.