Niezły przewodnik po małych ruchach religijnych i duchowych działających w naszym kraju, omawiający ich podstawowe założenia i strukturę organizacyjną. We wstępie autor biedzi się nad definicją sekty, przede wszystkim nad pytaniem: czym różni się sekta od religii? Sprawa to trudna bo: „Współcześnie niezwykle trudno jest wskazać granicę pomiędzy sektą a religią.” Na pewno gdy mamy do czynienia z psychomanipulacją, z praniem mózgu wyznawców i z ograbianiem ich z pieniędzy coś jest na rzeczy. Ale czy wtedy już mamy do czynienia z sektą? Czy zatem scjentologia, która to wszystko praktykuje, jest jeszcze sektą czy już religią, trudno powiedzieć.
A potem, przy okazji omawiania religii obecnych u nas, autor do jednego worka wrzuca z jednej strony dojrzałe organizacyjnie i popularne religie: Świadków Jehowy czy Mormonów, z drugiej strony Medytację Transcendentalną, która żadną religią lub sektą nie jest, raczej techniką rozwoju osobistego. Wszystkie te ruchy mają jedną cechę, są aktywne w Polsce i podbierają wyznawców religii katolickiej, książka jest zatem formą przestrogi dla wiernych, aby broń Boże z nimi nie wchodzili w kontakt. A niby dlaczego? Konkurencja między religiami może być rzeczą zdrową, bo ludzie poszukujący duchowego pocieszenia mają większy wybór.
Przy okazji widać, że zdecydowana większość religii ma fundamentalistyczny i totalny pogląd na świat: tylko nasze wierzenia i stwierdzenia są słuszne, wszystko inne to chłam i bzdury. Oto co pisze Gajewski o mormonach: „Mormoni twierdzą, że są jedynym prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa. Wszystkie Kościoły, a zwłaszcza Kościół katolicki odeszły od prawdy Ewangelii”. Podobnie mogą powiedzieć wyznawcy prawie wszystkich religii chrześcijańskich...
Omawiając ruchy religijne autor, jak się rzekło, nie sili się nawet na obiektywizm, uważa bowiem, że wszystkie one są złe, bo inne od religii, którą sam wyznaje. Pod tą tezę dobiera argumenty, czasami mocno naciągane. Co ciekawe, pisze słusznie: „Naukowcy unikają jakiegokolwiek wartościowania badanych przez siebie mniejszych czy większych grup społecznych i zdecydowanie dystansują się od konieczności posługiwania się pejoratywnym terminem „sekta”. Opisują zaobserwowane praktyki, nie oceniając ich z punktu widzenia teologicznego czy etyczno-filozoficznego, o ile nie łamią one norm prawa.” Niestety, sam tak nie postępuje.
Metodę Gajewskiego można poznać przy okazji omawiania Medytacji Transcendentalnej, do której ma następujące zarzuty: w czasie medytacji wymawia się nazwy bóstw indyjskich, oraz że jacyś tam ludzie zwariowali po medytacji. Wszystko to niewarte nawet komentarza. Pisze poza tym: „Nie ulega wątpliwości, że TM jako praktyka i teoria jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem.” Pogląd to co najmniej kontrowersyjny, bo wielu duchownych i teologów katolickich ma całkiem pozytywny stosunek do medytacji w praktykowaniu i pogłębianiu wiary.
Reasumując, to taki trochę bałaganiarski zbiór, który ma raczej strukturę przewodnika, brak tam pogłębionych analiz, poza tym zacietrzewienie ideologiczne autora irytuje, niemniej jako informator niezły.