Wstęp 1. Śniące olbrzymy
Oto stojące u kresu swojej świetności Imperium Osmańskie Sulejmana Wspaniałego;
oto zaśniedziały, targany wewnętrznymi konfliktami Lechistan na początku tej drogi.
Mocarze karmiący się resztkami dawnej potęgi.
Lecz nad ich głowami już gromadzą się kruki, już krążą sępy a co odważniejsze kundle zaczynają kąsać i szarpać łydki. Dla Porty nie ma już ratunku, dawną siłę Polsce ostatniego Jagiellonów ma przywrócić Ferhad-bej, uprowadzony przed laty w jasyr syn kniazia Czerkaskiego.
Kim właściwie jest Dymitr Czerkaski? Ten odziany w srebro i czerń mężczyzna o duszy starca i oczach diabła? Acemioglan szkolony w has-odai pod czujnym okiem Uluc-paszy, oczu i uszu Wielkiego Sulejmana. Jakiej ziemi służy, jaką chwałą okryje które królestwo? Tego nie wie nawet on sam.
Oderwany od swoich korzeni i swoich korzeni poszukujący.
Człowiek wybitnie inteligentny, obdarzony niezwykłą intuicją i talentem, który na ołtarzu idei poświęcił osobiste szczęście, zmagający się z poczuciem winy wobec nigdy nie widzianego syna.
Bohater na wskroś romantyczny. I jak bohaterowie romantyczni - jak oni przegrany.
Stracił wiele, oddał wszystko. Nie zyskał nic.
Kolejna wzniosła dusza, która rozbiła sobie głowę o lechicki kamień.
Wstęp 2. Czym ta ziemia albo: Jarmark polski
Polska u schyłku panowania Zygmunta Augusta.
Jest oczywiste, że ostatni z Jagiellonów odejdzie nie zostawiając prawowitego następcy.
Rzeczpospolita gnije od wewnątrz, toczona trądem prywaty, rosnącym rozpasaniem szlachty, sprzedajnością senatorów, samowolą możnych.
Zamysł jest prosty: Odbudować dawną potęgę Rzeczypospolitej. Zachować Wawel w rękach Jagiellona. Umocnić granice, zjednać sobie buntowników w ukrainnych siczach. Odciąć pijawki od królewskiego skarbca, króla od chciwych łask pochlebców, a senatorów i magnaterię - od austriackiego źródła złota.
Wzmocnić pozycję państwa i króla w państwie na tyle, by utrzymać w szachu Rosję Iwana Groźnego i ukrócić zapędy Habsburgów na tron w Krakowie.
Temu wszystkiemu ma podołać Dymitr Czerski, mający do dyspozycji skarby Sezamu, kufry poufnych dokumentów, a w ostateczności - osobliwą blaszkę z podobizną sokoła.
Rzucony w samo serce politycznego bagna, wzorem mitycznego herosa, czyści te obrosłe mierzwą stajnie Augiasza z brudu i błota.
I dzieją się rzeczy piękne: Rewolucja pałacowa przebiega sprawnie i po cichu.
Sięgające głęboko w ustrój zmiany gospodarcze i społeczne są możliwe.
Zda się, że dla młodego kniazia cuda to rzecz powszednia: Sypie monetą, błyska czarnym okiem, tnie samurajskim (?!) mieczem, a ujmując słabnącemu Augustowi zgryzot - cegła po cegle kładzie podwaliny pod fundamenty nowego państwa.
Chwycony ręką Czerkaskiego rozhulany bucefał panów na zagrodzie pozwala nałożyć sobie munsztuk i choć bryka - daje się prowadzić w cuglach.
Tą samą ręką obłaskawia tatarskie hordy a Habsburgom wskazuje ich miejsce przy Budzie.
Magnateria - dotąd pyszne panięta boże - teraz kuli ogony i pokornie chyli głowy. Król - choć wciąż słaby - ma już siłę huknąć pięścią w stół i zgłosić własne veto.
Z pomocą i staraniem Dymitra, na tronie po zmarłym Auguście zasiada Jan Zygmunt - ostatni z pierwszej linii Jagiellonów, szczęśliwie ożeniony z Małgorzatą Francuską, która wygasającej dynastii przysporzyła nowych następców .
Ale, zaraz… Chwila. Że co?!?
Wstęp 3. Który najlepiej odnajduje się na końcu
Sięgając po Chwałę królestwa najbardziej liczyłam na przygodową awanturkę osadzoną przekonująco w historycznych realiach. Taki jakby Korkozowicz łamane przez Gąsiorowski.
Andrzej Sepkowski (nie mylić z Sapkowskim) oddał w moje ręce historyczną przygodówkę, lecz awanturkę na wskroś polityczną. I jest w tym tak akuratny, tak przekonujący, że aż wiarygodny.
Łykałam wszystko: Biografię Ferhad-beja, historyczny wykład o wojnach Imperium Osmańskiego, obszerne opracowanie o Polsce u schyłku panowania ostatniego z Jagiellonów. Uwierzyłam w kroki ku transformacji i ponownego rozkwitu Rzeczypospolitej. Nawet w utemperowanie Mikołaja Radziwiłła. Zastopował mnie dopiero Jan Zygmunt, bo osoba otrzaskana z pocztem władców polskich wie, że choć jest on postacią historyczną - królem polskim nie był nigdy. Podobnie jak nieprawdą jest jego mariaż z córką Katarzyny Medycejskiej.
Chwała królestwa nie jest powieścią opartą na kilku rozdziałach z historii Polski. To opowieść o tym, jak historia Polski mogłaby wyglądać. Mniej wyrobiony historycznie czytelnik może się pogubić.
Poniekąd powieść jest jak cebula: Nie sposób zdjąć jednej warstwy, by nie poruszyć kolejnej.
Z tej to przyczyny, Chwała królestwa wymaga skupienia. Należy ją czytać powoli, z rozmysłem, smakując każdy rozdział. Właśnie tak: Smakując.
Sepkowski w swojej książce odwzorował świat tak barwny, tak prawdziwy, aż namacalny.
O ile część dotycząca Ferhad-beja - acz magnetyzująca - pozwala złapać jakiś oddech, jej pierwiastek polski bywa aż nazbyt realistyczny.
Chwała królestwa oszałamia bogactwem opisów, ilością nagromadzonych szczegółów, opisanych z drobiazgową, wręcz: kronikarską dokładnością.
Może dlatego kniaź Czerkaski tak ochoczo wyrywa się z Krakowa na ukrainne stepy - bo on również potrzebuje wytchnienia od przemyślnych politycznych batalii, utarczek, dyplomatycznych wybiegów.
W swoim wielkim dziele bywa zmęczony sam sobą.
Przyznaję, bywało, że też byłam lekturą zmęczona. Chwała królestwa może być przytłaczająca. Jej strona merytoryczna i wiedza samego Autora jest imponująca.
Czytałam, odkładałam, przegryzałam się przez to, co przeczytałam, wracałam do czytania…
Tej książki nie da się zmóc „na chybcika” w miesiąc lub krócej.
Lecz gdy już ją się rozczyta od deski do deski - jako wprowadzenie do kolejnych tomów - jest satysfakcjonująco pełna. Po prostu: Znakomita.
Prawda zaś jest taka, że niezależnie od tego, w jak ekspresyjny sposób wyrażę chwalbę dla beletrystycznego debiutu Andrzeja Sepkowskiego - nie odda to mnogości uczuć mną szarpiących.
To uczta. Bogata i sycąca, zaskakująca ilością potraw.
A jeśli tak będą wyglądać pozostałe książki z cyklu - obawiam się ich, ale i wyglądam z ciekawością,