Quentin Coldwater, nad wiek rozwinięty intelektualnie uczeń szkoły średniej, ucieka przed nudą codziennego życia, czytając raz po raz serię ukochanych powieści fantastycznych, rozgrywających się w czarodziejskiej krainie o nazwie Fillory. Tak jak wszyscy uważa, że w prawdziwym świecie magia nie istnieje - póki nie wstępuje na bardzo sekretny i bardzo ekskluzywny uniwersytet dla czarodziejów, mieszczący się w stanie Nowy Jork.
Czarodzieje, książka przenikliwa psychologicznie, a równocześnie niezwykle pomysłowa, to epicka opowieść o magii i innych światach, która znacznie rozszerza granice konwencjonalnego nurtu fantasy. Oddając hołd takim twórcom fantastyki jak C. S. Lewis, T.
Historia o Quentinie który z Brooklynu przeprowadza się do magicznej szkoły Brakebillis. Uczy tam się magii, poznaje przyjaciół i pierwszą poważną miłość. Jak mu idzie nauka i czy jest chodź tak w połowie dobry jak nasz magiczny chłopiec, który przeżył? Według pisarza Quen jest alter ego Harry'ego Pottera. Ile w tym prawdy?
Quentin jest zwykłym nastolatkiem, chodzącym do normalnej szkoły na Brooklynie. Kocha książki Christophera Plovera " Fillory i dalej" i marzy by przenieść się do tamtego magicznego świata.
Któż z nas czytając książkę, która mu się podoba, nie chce przenieść się do tamtej rzeczywistości i brać czynny udział w akcji, a nie tylko bierny, czytając jedynie o przygodzie? Sama nie raz zamieszkuje w świecie magii, czarownic, aniołów lub demonów, Nawet chociaż tylko w snach. Ale wracając do opisu książki. Quentin dostaje zaproszenie na egzamin, który nie przypomina żadnego innego. Chyba to oczywiste że główny bohater zdaje. Książka by wtedy nie miała sensu. W szkole ma dużo teorii magii i bardzo wiele ćwiczeń praktycznych, które mogą potem zmienić przyszłość.
"Książka porywająca...
Ktoś kto wychował się w magicznym świecie, pełnych jednorożców. Od razu zakocha się w świecie opisanym przez Lev Grossmana."
Takie czytałam recenzje zabierając się za książki. Nie zgodzę się z tym wszystkim.
Książka była POPRAWNA. Autor bardzo szybko "pisze". Akcja rozgrywa sie dla mnie zbyt dynamicznie. W jednej chwili coś się dzieje, a dobrze strona się nie skończy a akcja robi to samo - kończy się. Na następnych stronach wieje nudą. Pomijane są czasem momenty, które mogłyby dodać sensu książce. Po co je pisać? Lepiej urwać historie w połowie.
"Psychologiczna książka..." Że co? Jeśli to jest psychologiczne, a postacie są jakoś bardzo złożone to ja jestem prima balerina. Tak serio. Pierwszy raz spotykam się z tak banalnymi postaciami. Quentin musiał być dobry, bo to główna postać. Jego przyjaciółka Alice jest geniuszem, a przyjaciel Penny jest, za przeproszeniem, półgłówkiem o jakiś tam zdolnościach.
Nie rozumiem dalej porównania Quentina do Harry’ego Pottera. Różnią się od siebie. Harry martwił się o ogol, Quen natomiast o samego siebie. Rozumiem pojecie alter ego. Dobry- zly itp. a Quen jest dobrą postacią, ale ma inne cechy. To chyba nie jest alter ego. Ja bym raczej napisała, że Queantin jest sobą a nie jakimś alter ego.
W „Czarodziejach" magia nie jest pokazana jako banalna i idealna rzecz. Potrafi zrobić wszystko czego sobie zażądasz. Możesz zamienić się w konia, ptaka. Sprawić że nie będzie ci zimno i że będziesz biegł bez przerwy i zmęczenia do celu. To jest wspaniałe!! Chociaż jeśli nie wypowiesz jednej sylaby może się stać coś, czego nikt nie przewidzi. Taka właśnie jest magia Tajemnicza.
"Czarodzieje" jest książką pełną magii. Czytając zajmujesz czymś czas, który spędzisz inaczej niż wszystko inne. Spotkasz się z postaciami podobnymi do siebie, które przesiąkają magią, ale również normalnością.