Opowiadania Idy Fink stały na mojej półce dobrych kilka lat. Przyszedł na nie czas w ostatnich dniach tego roku. Oczywiście nie jest to budująca lektura, ale ta autorka to trochę mój wyrzut sumienia – wiele o niej słyszałam, a do tej pory nie czytałam. Wreszcie zostało to nadrobione.
Zbiór zawiera 22 utwory. Są one podobne do Medalionów Zofii Nałkowskiej i opowiadań Tadeusza Borowskiego w swojej wymowie i sile rażenia, a także kształcie językowym (choć tu, mam wrażenie, Ida Fink częściej pozwala sobie na dyskretny liryzm). Nie będę ich oczywiście streszczać, choć każda z tych historii zasługuje na opowiedzenie – tak samo, jak wiele innych, które nie miały szansy być opowiedziane. Powiem ogólnie. Znów wkraczamy w świat okrucieństwa wojny i tego, co niby niewyobrażalne, a jednak przecież się działo. Czas dzieli się na przed i po. Trzeba się nauczyć inaczej go odmierzać (od łapanki do łapanki) i inaczej wszystko nazywać. Trzeba być czujnym jak zwierzę i zawsze gotowym. Do ucieczki. Na śmierć. Często zresztą ucieczka znaczy śmierć.
Przygotowywanie się do niej – praktyczne i duchowe – to bardzo widoczny motyw w opowiadaniach Idy Fink. Kilkuletnie dziecko musi się nauczyć mówić, że tata umarł, choć ten żyje (jeszcze). Rodzice z dzieckiem są razem prowadzeni na śmierć, ale próba wypchnięcia dziecka z kolumny się nie udaje, więc ojciec Stał tak, brocząc krwią dziecka, i czekał drugiego strzału – dla siebie. Usłyszał tylko wrzask i zrozumiał, że go tu nie zabiją, że ma iść i nieść swoje nieżywe dziecko. – Będę cię niósł na rękach – powiedział cicho. Pochód ruszył z miejsca niczym szara, posępna rzeka płynąca ku swemu ujściu (Wiosenny poranek, s. 132). Karłowatemu ojcu udaje się ukryć w bramie za większą od niego miotłą i stamtąd obserwuje swoje trzy córeczki, gotowe już do wywózki. Słyszy, jak najmłodsza z nich woła go, a on kładzie palec na ustach, nakazując jej milczenie. Jego jedynym pragnieniem później jest (…) żebym nie musiał się chować i krzyczeć: Idę! Ja idę!... bo one tego już i tak nie słyszą (Wariat, s. 62).
Mowa też o upadku człowieczeństwa, o utracie ludzkiej godności (Titina, Rozmowa). Podczas wojny to niestety także pewna śmierć.
Motywem łączącym się nierozerwalnie ze śmiercią jest motyw czasu. Czas się kończy, należy liczyć się z tym, że zabraknie go każdemu i na wszystko. Bohaterka opowiadania Jan Krzysztof czyta książkę o tym właśnie tytule i mówi: Muszę się spieszyć (…). Chcę zdążyć, jest jeszcze jeden tom, boję się, że nie zdążę (s. 57).
Tym, co najbardziej mnie uderzyło w opowiadaniach Idy Fink, jest wyczuwalna obecność drugiego świata, jakiejś drugiej rzeczywistości, której bohaterowie pragną, by sprostać tej, w której żyją naprawdę. Przenoszą się tam w momentach zagrożenia, w chwilach, gdy są przesłuchiwani, bici, gdy wydają bliskich, ratując siebie i gdy stają twarzą w twarz ze śmiercią. Złudzenie bycia tam pozwala im na przyjęcie tego, co zastają tu. Twardnieją, obojętnieją – i tak umierają.
Ale my żyjemy. I naszym obowiązkiem jest czytać takie książki.