Małe amerykańskie miasteczko, zakłócony spokój mieszkańców, groza z zupełnie niespodziewanego miejsca, nieciekawa sytuacja rodzinna bohaterów, wiele wątków, potwór wśrod codzienności... skąd my to znamy? Tak, to jest powieść Stephena Kinga. Schematyczna niemal do bólu, a jednak oryginalna. Przenieśmy się na moment do świata, w którym żądzi wielki bernadryn Cujo, a rzeczywistość ogranicza się do małego, rozgrzanego samochodu.
Donna i Vic Trenton to z pozoru zgodne małżeństwo. Któregoś pięknego dnia głowa rodziny wyjezdża w interesach (w tym wypadku ma to związek z niefortunnymi płatkami śniadaniowymi), małżonka zostaje z synkiem w domu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden drobny przypadek, a mianowcie zepsuty samochód. Cóż więc ma począć kobieta, której pojęcie o mechanice samochodowej jest zerowe? Oczywiście, udaje jej się doprowadzić auto do warsztatu, gdzie psuje się na dobre (samochód, nie warsztat). Pech chciał, nie miała z kim zostawić Tada, syna, więc, rzecz jasna, zabrała go ze sobą. Na miejscu, na podwórku mechanika, zastaje małą niespodziankę. Wokół domu kręci się wielki (wielki? toż to zupełnie nieadekwatne słowo w stosunku do Cujo - on był gigantyczny!) pies, który zachowuje się dziwnie, toczy pianę z pyska i jest agresywny. Zapewne domyślacie się, co dolega zwierzakowi, i jak skończył jego właściciel. Dla Donny i Tada rozpoczyna się piekło (dosłownie, upał też daje się we znaki). Uwięzieni w samochodzie, pilnowani przez wściekłego psa zdani są na łaskę, czy tez w tym przypadku niełaskę losu. Jak skończy się ta nierówna walka? Kto przeżyje? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź tylko i wyłącznie w książce.
Zaczyna się niemrawo. Kobieta zdradza męża bez wyraźnego powodu, praktycznie tylko z nudów. Mąż jest pracoholikiem, synek widzi w szafie potwory. Na dokładkę mamy historyjkę o płatkach śniadaniowych, który to motyw jest zupełne zbędny i nadmiernie rozwinięty. Wszystko zaaranżowane jest w pechowy ciąg zbiegów okoliczności. Jesli kogoś zniechęci początek (a o to nietrudno) i odłoży ksiązke, nawet nie wie co stracił. Później akcja rozwija sie w błyskawicznym tempie. Wszystko dzieje się nagle. Napięcie wzrasta, i pomimo schematyczności powieść jest jedyna w swoim rodzaju i bardzo oryginalna. Stephen King łączy wszystko w niesamowity ciąg zdarzeń. Akcja od połowy mniej więcej ksiązki rozgrywa się głównie w samochodzie, jednak nie nudzi. Nawet w małym rozklekotanym aucie może wiele się dziać. Końcówka przeciągana jest niemal do niemożliwości, co jest jednak ogromnym plusem, gdyż trudno oderwać się od czytania. Fragmenty opisywane z perspektywy Cujo robią wrażenie, w ten sposób uświadamiamy sobie, iż nie jest on tylko maszyną do zabijania, ale również żywą istotą, dawniej ukochanym pupilem swoich właścicieli.
"Cujo" godne jest uwagi również z innego względu. Jest to powieść w dużej mierze psychologiczna, poniekąd można ją potraktować jako studium rozpadu rodziny i obalenie jednego z najpopularniejszych stereotypów, czyli tzw. 'amerykańskiego snu'. Tu nic nie jest piękne, ludzie nie są bogaci, policja działa mało sprawnie, Joe Camber bije swoją żonę, Donna Trenton cudzołoży, jej kochanek demoluje kobiecie dom, a wszystko podszyte jest nienawiścią i obłudą. Nie tak zwykliśmy wyobrażać sobie 'piękny, wolny i miodem płynący' kraj za oceanem. Ten ciekawy punkt widzenia czyni książkę jeszcze lepszą i bardziej zaskakującą. Brak wątków metafizycznych dodaje realizmu. Tak, te oto wydarzenia nie są niczym niezwykłym, kombinacja zepsuty samochód plus wściekły pies nie jest niemożliwa.
Książka nie spodoba się przede wszystkim tym, którzy lubią błyskawiczną akcję od samego początku, krótkie opisy, optymizm oraz ingerencję sił nadnaturalnych. Zorczarowani mogą poczuc się również ci, którzy oczekiwali stricte horroru. Zachwyci ona natomiast fanów Stephena Kinga, miłośników thrillerów i powieści psychologicznych, oraz ludzi, którzy lubią niebanalne pomysły. Jako ciekawostkę dodam tylko, że sam autor z powodu swoich problemów z alkoholem nie pamięta procesu powstawania ksiązki.