Nie ma dwóch takich samych ludzi. Jeden to typowy dresiarz, inny hipster, jeszcze inny wiecznie nakręcony imprezowicz. Jednak ludzie, którzy mają wspólne zainteresowania, pasje łączą się w grupy. I to ich trzyma razem. Wspólne poglądy, zamiłowania. Swego rodzaju „klej” na innych. I choć wiele jest subkultur, choć wewnątrz nich tworzą się paczki, to jednak każdego z tej grupy coś wyróżnia. Tak samo jest z książkami. Są różne gatunki. Od YA, poprzez dystopię, paranormal i wiele innych, skończywszy wreszcie na love story. Tak jakoś w naszej człowieczej cywilizacji się przyjęło, że napisane książki przydziela się do poszczególnych „grup”. Ale tak jak w społeczeństwie ludzkim, tak i pomiędzy tomami książek w danych gatunkach znajdujemy te nie warte ani chwili naszego czasu, jak również „perełki”. Chciałabym Wam przedstawić jedną z nich.
Sabina jest trzydziestoparoletnią singielką, która po ukończeniu studiów i nieudolnych poszukiwaniach stałej pracy, założyła własny biznes. Jest „przyjacielem do wynajęcia”. Twierdzi, zresztą słusznie, porównując lata jej pracy widać różnice, że ludziom potrzebna jest osoba, której można się wygadać, która nas wysłucha i nie będzie oceniać. Która nie zdradzi naszego sekretu, ale zachowa go dla siebie, pozwoli wypłakać się na swoim ramieniu, wyżalić, podzielić swoimi sukcesami i porażkami. Jest taką „dobrą wróżką” dla innych. Odwiedza również szpitale, hospicja. Pewnego dnia, kiedy wychodzi do parku na przerwę, zaczepia ją mała jasnowłosa dziewczynka, Marysia. Z początku ich rozmowa nie należy do najprzyjemniejszych, Sabina, choć jest już po trzydziestce, nie przepada za dziećmi. Wręcz ich nie trawi. Co jednak zmienia w niej przypadkowo napotkana dziewczynka. Po usilnych prośbach Marysi, nastaje „okres próbny” ich przyjaźni. I ta mała dziewczynka i ta duża, obie nie mają pojęcia jak ich wspólna relacja wpłynie na przyszłe życie całej trójki. Trójki, bo na horyzoncie pojawia się ojciec Marysi.
Gabriela Gargaś – z wykształcenia ekonomista bankowiec, z zamiłowania optymistka, marzycielka i autorka książek. Jest prawdziwą „dobrą duszyczką” dla każdego napotkanego człowieka. Jak każda niepoprawna romantyczka w wolnych chwilach zaczytuje się w książkach, ale też je pisze. Pisze i to fenomenalnie, jej książki zdobywają serca polskich czytelniczek, czemu wcale się nie dziwię. Godne pochwały jest jej motto życiowe ” Sztuka życia to cieszyć się małym szczęściem”. Co takiego zrobiła, że zdobyła tyle fanek?
Przyznaję się bez bicia, że nie czytam romansideł. Tak jakoś wyszło, że „bywam” w innych gatunkach. Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania książki, miałam mieszane uczucia. Przeczytałam jednak opis i postanowiłam, że zaryzykuję. I to był strzał w dziesiątkę! Większość love story, o ile się orientuję, to pojedyncze książki, rzadko kiedy są to serie. Tak jest i w tym przypadku, jest to historia zawarta w jednej części. Swoją drogą, do sięgnięcia po tą książkę zachęciła mnie też okładka. Niby taka zwykła, pospolita, a jednak urocza. Podoba mi się.
A teraz to, na co wszyscy czekają, czyli ocena książki. W „NAMALUJ MI SŁOŃCE” występuje narracja pierwszoosobowa. Co uważam za plus, bo w ten sposób czytelnicy są w stanie lepiej poznać główną bohaterkę, czasami prędzej niż ona sama uświadamiają sobie pewne fakty, gdyż bohaterka nie chce się do tego przyznać, bądź o tym nie myślała wcześniej. Bohaterowie są niezwykle wyraziści, prawdziwi, nie ma sztucznego słodzenia, jest za to odpowiednia porcja tragedii. W szczególności polubiłam Marysię. Jej dziecięcą niewinność, brak zahamowań, co do zadawania niektórych pytań, jej ciekawość, delikatność. Jest nad wyraz dojrzałą dziewczynką, bardzo mądrą. Czasami takie bezbronne dziecko potrafi wiele nauczyć starsze od siebie osoby. Przy tej książce śmiałam się do rozpuku, wypłakiwałam się do poduszki, wzruszałam się. W skrócie ujmując, dostarczała mi emocji o wysokim natężeniu. Kolejnym plusem jest fakt, że autorka wzięła pod swe pióro zwykłych ludzi, nie żadne diamenty, nikogo wyróżniającego się. I dlatego książka wydaje się być bardziej realistyczna.
„NAMALUJ MI SŁOŃCE” jest tak ciekawą książką, że nawet nie miałam ochoty zaglądać kilka kartek do przodu (co mi się niekiedy zdarza, ale walczę z tym! poza tym dzieje się to w przypadku nudnych lektur, a ta książka do takich nie należy), pełną humoru, ciekawych dialogów. Pomiędzy wierszami można również dostrzec zaangażowanie i pasję, z jaką autorka pisała książkę, za co bardzo jej jestem wdzięczna. G.G. sprawiła, że moja opinia, na temat polskich autorów/ek książek znacznie się podwyższyła, przywróciła mi wiarę w naród polski.
Z czystym sercem:
6/6
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Feeria