Życie twojego dawnego przyjaciela z dzieciństwa, Edwarda Pickmana Derby'ego, zdaje się zmierzać ku szczęśliwemu zakończeniu, gdy zakochuje się w urokliwej studentce uniwersytetu, Asenath Waite. Niemniej jednak, radosna atmosfera szybko przemienia się w niepokój. Edward zaczyna zachowywać się coraz bardziej nieobliczalnie, budząc poważne zaniepokojenie wśród członków swojej rodziny. Zadanie przed tobą stawiane polega na rozwikłaniu tajemniczej i enigmatycznej postaci Asenath. Jakie sekrety ukrywa? Czy to prawda, że jej ojciec, stary Ephraim Waite, miał powiązania z Innsmouth? Czy odpowiedzi na te pytania kryją się w dziwacznej wiadomości od tajemniczej istoty w kapeluszu i prochowcu, która czeka na progu?
„Coś na progu” to już jedenasty tom gier paragrafowych z cyklu „Choose Cthulhu 11” od Black Monk. Tak samo jak w poprzednich częściach, to Ty podejmujesz najważniejsze decyzje. Po pewnych partiach tekstu stajesz przed wyborem, każdy z nich zawiera informację o numerze strony, na której masz kontynuować lekturę. Tam dowiesz się... czy to była dobra decyzja, czy początek bolesnego końca.
A więc ruszamy pomóc przyjacielowi! Już od pierwszych stron jest mrocznie, tajemniczo oraz... wyjątkowo trudno tu o dobre zakończenie. Chociaż poprzednie tomy również obfitowały w nagłe i tragiczne śmierci, tym razem jest ich naprawdę dużo, a te dobre rozgrywają się, co do zasady, bez udziału głównego bohatera.
Chociaż mechanika ta widoczna już we wcześniejszych tomach, to tutaj jeszcze bardziej rzuca się w oczy: w zależności od decyzji gracza zmienia się bieg historii, ale nie tylko tej, a na którą ma się wpływ, również odmiennie zachowują się inne postaci. Przykładowo: po podjęciu pewnego działania w podziemiach i opuszczeniu ich, spotykamy innych ludzi, jeśli jednak zdecydujemy się na inną akcję – po wyjściu ww. ludzi nie ma (chociaż nasza decyzja w podziemiach nie mogła w żaden sposób wpłynąć na ich postępowanie).
Co więcej, we wcześniejszych częściach zazwyczaj każda odnoga ukazywała nam nowy element mrocznego świata. Tym razem jednak kręcimy się wokół jednego wątku, za każdym razem odkrywamy w zasadzie to samo – co niestety na dłuższą metę jest męczące, gdy przechodzi się wszystkie ścieżki (jak ja za każdym razem).
Tytułowe „coś na progu” nie odgrywa aż tak dużej roli, jak się spodziewałam, to w zasadzie jeden poboczny wątek, który łatwo pominąć, bo... w książce brak piątej strony. Niestety nie udało mi się jej nigdzie znaleźć, ale dzięki kartowaniu książki znalazłam dalszy bieg wydarzeń.
Sama główna historia jest ciekawa, opisywane mroczne siły są przerażające, a nasz bohater dosłownie bezsilny w konfrontacji z nimi. Zabrakło mi trochę szczegółów na temat tych tajemniczych mocy – nie do końca rozumiałam, co jest dla nich możliwe, a co wymaga czasu. Mam wrażenie, że zmieniało się to w zależności od scenariusza. Niemniej klimat pozostaje mroczny, a zagrożenia nie da się uniknąć – jest przytłaczająco wszechmocne.
Dla miłośników twórczości H.P. Lovecrafta „Coś na progu” stanowi fascynującą możliwość przeniesienia się do ich ulubionego świata i rozegrania przygody w otoczeniu stworzonym przez mistrza grozy. To z pewnością stanowi wielką atrakcję dla fanów tego literackiego nurtu.
Mimo że czytając „Coś na progu” nadal bawiłam się nieźle, jest to dla mnie najsłabszy tom serii. Brak różnorodności w fabule i skupienie się na jednym wątku sprawiło, że choć udało się utrzymać mroczny klimat, każda kolejna odnoga historii dawała mniej satysfakcji.