Kiedy sięgałam po pierwszą część Sagi rodziny z Ogrodowej byłam przekonana, że autorka zamknie losy Żmudzkich i Leszczyńskich w trzytomowym cyklu. A tymczasem powstało aż pięć części tej sympatycznej historii, w której przeszłość nie daje o sobie zapomnieć i wciąż upomina się o uwagę potomków Rozalii Żmudzkiej mieszkających w starym dworku w Czarnowie i jego najbliższych okolicach. Muszę przyznać, że z sentymentem powróciłam do dziadka Janka, Lilki, Fabiana, Raja, Klaudii i dorastających pociech i z przyjemnością zagłębiłam się w dalsze wydarzenia.
To, co przydarzyło się przed laty Izabeli Leszczyńskiej od początku owiane było tajemnicą, policja zakończyła śledztwo i sprawa została zamknięta. A tymczasem Klaudię wciąż męczą wątpliwości i chce za wszelką cenę dotrzeć do prawdy o śmierci swojej młodszej siostry. Stara się to robić na własną rękę, w tajemnicy przed rodziną. W ten sposób jej ścieżki krzyżują się z policjantem Arturem Soleckim - mężczyzną, o dość specyficznym charakterze...
Tymczasem Lilka z małą Kają coraz lepiej aklimatyzują się we dworku, a Fabian nie ustaje w wysiłkach, aby przekonać do siebie i matkę, i córkę. Ciągle zabiegany Rajmund stara się ogarniać trójkę swoich dzieci najlepiej jak potrafi, ale bez pomocy mamy, siostry i kuzynki mogłaby mu się nie udać ta trudna sztuka. Bohaterowie żyją z dnia na dzień, wciąż mierzą się z nowymi problemami i starają się pokonywać wszelkie przeciwności. Jednak cały czas czuwa gdzieś nad nimi duch prababki Rozalii, która ukochała swój dworek i wiele poświęciła, aby po wojnie przywrócić go rodzinie. Okolica szepcze natomiast o klątwie...
Ewelina Maria Mantycka ciekawie opowiada rodzinne perypetie wplatając w nie głęboko skrywane tajemnice i echa wspomnień z lat wojny i okupacji. I muszę przyznać, że to właśnie retrospekcje, w których narratorem jest sama Rozalia Żmudzka są wspaniałym dopełnieniem opowieści. To są te fragmenty, które pochłonęły mnie bez reszty. Żal tylko, że jest ich tak niewiele... Cóż, przede mną kolejne części, więc pewnie jeszcze będę miała okazję poobcować z nestorką rodu. Myślę, że warto byłoby także częściej dopuścić do głosu dziadka Janka, który miałby nam na pewno wiele do opowiedzenia.
Powieść jest pełna uroku i romantyzmu. Autorka w subtelny sposób opowiada o miłości, która powoli i stopniowo rozwija się pomiędzy dwojgiem ludzi. I to właśnie ten klimat stanowi wspaniałą równowagę dla tragicznych wydarzeń, jakie były udziałem bohaterów w przeszłości. Tym niemniej po zakończonej lekturze pozostał mi pewien niedosyt. Postawa Lilki irytowała mnie, jej zachowanie momentami było sztuczne i naciągane. Niestety rozczarowałam się co do tej postaci, która stała się w moim odczuciu po prostu nijaka. Natomiast Klaudia zdecydowanie mnie urzekła. Jej wyrazista osobowość, poczucie humoru i wytrwałość w dążeniu do zamierzonego celu są godne pozazdroszczenia. Z taką kobietą można przysłowiowe konie kraść.
Pierwsza część cyklu zatytułowana "Słoneczniki po burzy" bardziej mi się podobała, akcja biegła szybciej, od początku więcej się działo. W drugm tomie zdecydowanie zbyt późno wydarzenia zaczęłaysię rozkręcać i przez to początkowo czułam się nieco znużoba lekturą. Zakończenie natomiast to prawdziwa wisienka na torcie i jednocześnie zapowiedź następnych intrygujących zdarzeń. Za jakiś czas z przyjemnością po raz kolejny powrócę do Czarnowa i dowiem się, jakie jeszcze niespodzianki skrywa stary dworek i który zamek otwiera tajemniczy klucz zawieszony w wianku na ścianie w dawnym pokoju prababki Rozalii.