Muszę się przyznać, iż druga część z cyklu Larysa Luboń i Bruno Wilczyński, przeleżała ponad rok na półce. Dlaczego?? Powód jest niezmiernie prosty, pierwsza część mnie przytłoczyła ilością dram obu bohaterów. I nie umniejszam absolutnie tego, co się przydarzyło Larysie, bo to jest niezmiernie poważny temat i nie powinien być lekceważony. Tylko sposób opisania przez autorkę mnie odrzucił.
Co rusz spotykam się z opinią, iż Pani Izabela Janiszewska pisze znamienite, doskonałe, zapierające dech w piersi kryminały, więc postanowiłam, że w końcu nadszedł czas na przeczytanie dalszej części.
Bruno nie może pogodzić się z porażką po poprzednim śledztwie. Jego obsesja na punkcie Jacka i próba wsadzenia go za kratki, wymusza na nim różne zachowania, co niestety sam zainteresowany zauważa i kpi z policjanta, ile może. Ta sprawa musi jednak poczekać, gdyż pewnego dnia, mały chłopiec zaczepia w parku nieznanego mężczyznę, informując go, iż coś jest nie tak z mamusią. Malec ma wyraźne ślady krwi na ubranku, więc mężczyzna podąża za chłopcem i znajduje martwą kobietę, której ktoś zmasakrował twarz. Ta właśnie agresja w działaniu sprawia, iż śledczy zaczynają szukać motywu nienawiści do kobiet. Zastanawiającym faktem jest jednak to, iż pomimo niesamowitej agresji, morderca zajął się chłopcem i nie pozwolił, aby cokolwiek mu się stało.
Do ekipy dołącza profilerka Justyna, która ma dużo sukcesów na swoim koncie, jednakże Bruno ma wrażenie, iż kobieta za bardzo zaangażowała się w sprawę, traktując ja bez mała, jak osobistą. To ona właśnie wysuwa wniosek, że może tu chodzić o przemoc psychiczną. Teza ta jest wielce nieprawdopodobna, gdyż zamordowana kobieta była wzorową matką i oddaną żoną. Tylko czy aby na pewno????
Tymczasem Larysa ma możliwość napisania artykułu o mężczyźnie, który prześladuje mieszkańców, a że chodzi w masce, dostał przydomek Fantomas. Pomoże jej Paweł, jej dawny redaktor, który dla młodej kobiety, jest niczym ojciec, i którego szanuje jak nikogo na świecie. Larysa ma pomoc również w swoim bracie, który jako informatyk wynajduje dla niej ważne informacje, choć nie zawsze legalnie. On sam ma ogromne problemy i podobnie jak siostra, próbuje rozwiązać je sam.
Tę część czytało mi się lepiej. Niestety, mam nieustające wrażenie, czytając książki autorki, że tematy są i owszem bardzo głębokie, ale nie do końca przedstawione, nie dość intensywnie i mi zawsze brakuje czegoś.
Na plus, mniej dram. Główni bohaterowie, wyglądają bardziej dojrzale i jakoś są bardziej do przełknięcia. Temat poruszony tym razem, jest chyba jednym z najtrudniejszych, gdyż jest gołym okiem niewidoczny. Nie ma ran, nie ma problemu. No jest. I to jest ogromny problem, gdyż znęcanie się nad kimś psychicznie, zostawia bardzo głębokie ślady na całe życie.
Nie ma znaczenia, czy mówimy tu o dzieciach, czy osobach dorosłych. Jest to potworne, a osoby dopuszczające się tego, są zwyrodnialcami, wymagającymi leczenia psychiatrycznego.
Wątek Bruna i Larysy zmierza w dobrym kierunku, choć dwoje ludzi z tak ogromnymi bagażami doświadczeń, nie powinni zbliżać się do siebie na kilometr. Ich wzajemna fascynacja, jak dla mnie to rozpędzony pociąg bez hamulców, którego jazda skończy się ogromną tragedią. Ich niechęć do dopuszczania kogokolwiek do siebie, nie spowoduje, iż oni sami staną się dla siebie przystanią, do której będą zmierzać w razie zagrożenia. Brak wzajemnego zaufania, brak chęci otworzenia się na drugą osobę, życie w odosobnieniu i z dala od innych -takie jest ich motto. Postać Larysy jest dla mnie bardzo przerysowana z wielu względów (samotny wilk, tłukący wszystkich i wszystko-to wygląda bardziej, jak kibol na sterydach, niż wątłej postury dziewczyna z jeżykiem na głowie).
Mimo wszystkich zastrzeżeń i wątpliwości, dam szansę na ostatnie spotkanie i możliwe, że jeszcze w tym roku zakończę ostatecznie ten rozdział.