Przez biuro podróży „Hej Wakacje!” zostaje zorganizowany konkurs, w którym dziesięcioro wylosowanych szczęśliwców otrzyma voucher na wakacyjny wyjazd. Wybrańcy losu jeszcze tego nie wiedzą, ale zupełnie nieprzypadkowo wybiorą się na wycieczkę objazdową po Irlandii. Już na samym początku wszystko idzie nie tak, jak powinno, a jak wiadomo – im dalej w las, tym więcej drzew. Najpierw właściciel biura podróży ma problem ze znalezieniem pilnego zastępstwa dla pilota wycieczki. Oddelegowany do tego zadania przewodnik nie dość, że jedzie w zupełnie inne rejony niż zwykle, to już w pierwszym dniu przekonuje się o tym, jak wyjątkowo barwna grupa mu się trafiła. Nudzić się z takimi osobowościami z pewnością nie będzie, a trzeba dodać, że wszystko w Irlandii wydaje się być przeciwko nim – poczynając od pogody, a na różnego rodzaju problemach z atrakcjami kończąc. Gdyby jednak tego było mało, to uczestnicy zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach, co dziwnie przypomina przewodnikowi czytaną właśnie przez niego książkę...
Wakacje z piekła rodem? Witamy na Szmaragdowej Wyspie! Nie udał Ci się urlop? Przekonaj się, że zawsze może być gorzej... Wróciłeś właśnie z podróży marzeń? Dzięki tej powieści z pewnością jeszcze bardziej ją docenisz. „Zbrodnia po irlandzku” jest komedią kryminalną, więc chociaż kilku tragicznych zdarzeń w niej nie zabrakło, to jednak jej największą zaletą jest specyficzne poczucie humoru autorki. Niedorzeczne sytuacje, przerysowane postacie i niewiarygodne zbiegi okoliczności składają się na istną mieszankę wybuchową. Im bliżej jednak zakończenia, tym robi się coraz bardziej zaskakująco, ponieważ Aleksandra Rumin wydaje się wywracać do góry nogami wszystko, czego się do tej pory się dowiedzieliśmy. Zaczyna się robić poważnie, nagle okazuje się, że nic nie działo się bez przyczyny i autorka miała wszystko od początku do końca przemyślane. To się dopiero nazywa zwrot akcji! I chociaż ta część historii doskonale uzupełnia całość, to jednak cieszę się, że w ostatnim rozdziale została postawiona kropka nad „i” i nie zabrakło dowcipnego podsumowania.
Nie da się nie docenić wyczulonego zmysłu obserwacji autorki, który wykorzystała do przedstawienia obrazu Polaków na obczyźnie. Chociaż zgodnie ze stylem całej powieści Aleksandra Rumin zrobiła to w przerysowany sposób, to doskonale przedstawiła przywary naszych rodaków jako turystów. W dodatku wszyscy zdajemy sobie sprawę, że w Irlandii nie brakuje Polaków, więc i na stronach powieści przewijają się od czasu do czasu jako pracownicy zajmujący różne stanowiska.
Nie było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Aleksandry Rumin, ale z pewnością też nie ostatnie. Bardzo odpowiada mi jej poczucie humoru, a do tego jej książki są niezobowiązujące i szybko się je czyta, przez co potrafią poprawić humor nawet po ciężkim dniu. „Zbrodnia po irlandzku” jest idealna na lato – lekka i zabawna. Należy ją traktować z dużym przymrużeniem oka, ponieważ absurd goni tu absurd, ale przecież o to w tym przypadku chodzi! Nie polecam jej raczej obecnym czy potencjalnym pracownikom biur podróży, ponieważ mogą nabawić się oni niemałej traumy... Książkę rekomenduję za to osobom, które mają ochotę się odprężyć i lubią się pośmiać z sytuacji tak głupich, że aż śmiesznych. Jeżeli czytaliście „Zbrodnię i Karasia” tej samej autorki i przypadła Wam do gustu, to „Zbrodnia po irlandzku” powinna spodobać się Wam jeszcze bardziej!