Po dwóch bardzo udanych spotkaniach z powieściami Aleksandry Rumin, postanowiłam przeczytać kolejną. Tym razem padło na "Zbrodnię po irlandzku". Ponieważ dwa poprzednie tomy były humorystyczne, tutaj również liczyłam na dobrą zabawę. Trudno powiedzieć, co zawiodło. Czy chodzi o to, że nie jestem zapaloną podróżniczką, więc szczegółowe opisy kolejnych dni wycieczki, rozpoczynające każdy rozdział, mnie nie interesowały, czy po prostu fabuła przytłaczała ilością wypadków, przypadających na każdego z bohaterów.
Właściciel biura turystycznego "Hej Wakacje" Rudolf Stanisławski organizuje konkurs dla klientów, w którym nagrodą jest voucher na wycieczkę "Szmaragdowa przygoda", czyli wyjazd do Irlandii. Zorganizowanie takiej wycieczki było marzeniem Rudolfa, ale niestety nie ma zbyt wielu chętnych. Ostatecznie zbiera się ośmioosobowa ekipa, której pilotem zostaje Tomasz Waciak. Mężczyzna o Irlandii nie wie nic i słabo zna angielski, za to jest dostępny, w przeciwieństwie do wszystkich innych pilotów, zatrudnionych w biurze Stanisławskiego. Jest tylko jedno małe "ale" - Tomek ma problem z alkoholem...
Wycieczka jest objazdowa i ma trwać dziesięć dni. Program wyjazdu zapowiada się cudownie, ale kapryśna irlandzka pogoda wciąż wchodzi w paradę uczestnikom i pilotowi. I nie tylko ona. Bardzo szybko okazuje się bowiem, że nawet na niewinnej wycieczce zagranicznej można stracić życie. Waciak robi wszystko, co w jego mocy,...