Gunnar Barbarotti, jeden z dwóch kluczowych bohaterów stworzonych przez Hakana Nessera, powraca. Cykl z przygodami komisarza, planowany początkowo na cztery części, rozrasta się. Szczęśliwie dla wszystkich miłośników tej sagi. Oto ósma odsłona serii. Czy Nesser nadal jest w formie?
Boże Narodzenie, rok 2020. Pandemiczna rzeczywistość daje się wszystkim we znaki. Ekscentryczny malarz, Ludvig Rute, zaprasza na świąteczne przyjęcie swoje rodzeństwo. Członkowie rodziny nie widzieli się od dwudziestu pięciu lat, a spotkanie odbyć się ma w rezydencji odciętej od świata. W trakcie rodzinnego zjazdu dochodzi do tragedii. Zamordowany zostaje jeden z członków klanu Rute. Wezwani na miejsce komisarz Barbarotti i jego partnerka, zarówno w życiu zawodowym jak i prywatnym, Eva Backman, mają ciężki orzech do zgryzienia. Morderca nie pozostawił śladów, a w domu przebywali jedynie zaproszeni goście. Czy uda się rozwikłać zagadkę tej tajemniczej zbrodni? Czy stare grzechy można pogrzebać?
Dość długo czekaliśmy na kolejną książkę Hakana Nessera. Autor jest już panem w sędziwym wieku, a więc każda jego nowa powieść jest przeze mnie bardzo wyczekiwana. Darzę Nessera szczególną estymą. Czytam jego powieści od niemalże dwudziestu lat. Miewa wzloty i upadki, ale zawsze potrafi mnie oczarować. Któż, jak nie on, wypracował sobie ten charakterystyczny styl pisania? Książki Nessera mają bardzo specyficzny klimat. Pisarz drobiazgowo opisuje ludzi, miejsca, zdarzenia. Skupia się na detalach, które pozornie wydawać się mogą nieistotne. Nadaje swoim książkom unikalny, filozoficzny klimat, a do tego cechuje go urokliwy, czarny humor. Nesser nie jest dla każdego. Wielu uzna go za nudziarza. Warto jednak sięgnąć po jego twórczość i wypracować sobie własny osąd. Bardzo lubię ten niespieszny rozwój akcji, głęboką charakterystykę postaci, szczere spojrzenie na Szwecję. Autor zaczął publikować na początku lat dziewięćdziesiątych, a w Polsce jego książki ukazywały się z niemalże dwudziestoletnim poślizgiem, co zapewne ma wpływ na to, że te pierwsze powieści Nessera przechodziły u nas bez większego echa. Pierwszy tom cyklu z komisarzem Barbarottim przeczytać mogliśmy w 2011 roku. Dziś, po trzynastu latach od polskiego wydania „Człowieka bez psa”, w nasze ręce trafia tom ósmy - „Przyszedł list z Monachium”. Na rynku książki taki okres czasu to prawdziwa przepaść. Tych, którzy nie mieli jeszcze okazji czytać książek autora i nie znają tej serii, uspokajam, że można te książki czytać w dowolnej kolejności.
Gunnar Barbarotti powraca i jest to powrót w iście królewskim stylu. Komisarz z prawie trzydziestoletnim stażem pracy w policji, spokojny, ceniący sobie intelektualne zagadki, lubiący rozmawiać z Bogiem. To ten typ postaci, który zapamiętujemy. Możemy go polubić lub nie, ale oddać należy komisarzowi to, że jest jedyny w swoim rodzaju. Tym razem Nesser serwuje nam opowieść, która swoją konstrukcją przypomina angielski kryminał z przełomu lat trzydziestych i czterdziestych. Mamy więc duży, samotny dom pośród lasów. Niewielką grupę postaci połączonych więzami krwi i skrywających stare sekrety. Tajemnicze morderstwo, które sprawia wrażenie zupełnie niedorzecznego. I śledczych, którzy kierują się zasadami i uczciwością. Jakże brakuje tego we współczesnym kryminale. Takich postaci i takiego prowadzenia narracji. Nesser po prostu robi swoje. Przekazuje nam to, co znamy, lubimy i czego od niego oczekujemy. Ta, nieco staroświecka, sceneria jest dla Nessera jedynie punktem wyjściowym. Przyczynkiem do zapoznania czytelnika z bohaterami, spojrzeniem w głąb ich serc i nakreśleniem łączących ich relacji. Misternie odwzorowane śledztwo, skupienie się na detalach pracy policji – ach, jak Nesser to lubi. Momentalnie wnikamy w ten klimat. Autor pisze niezwykle nastrojowo, żongluje suspensem i emocjami. Przedstawia tę historię z punktu widzenia róznych postaci, co nadaje jej głębi. I ta doskonała zabawa, którą zapewnia czytelnikom - do samego końca nie znamy rozwiązania. Nikt nie potrafi tak jak Hakan Nesser portretować ludzi. Ilekroć czytam jego książki, towarzyszy mi myśl, że on ludzi bardzo kocha, mimo tego, że tak często ukazuje ich najmroczniejszą stronę. Jest perfekcjonistą. Jeżeli ktoś pisze inteligentne kryminały z przesłaniem, to jest to właśnie Nesser.
Ci, którzy zgrzeszyli, nigdy nie zasną spokojnym snem. Duchy przeszłości zawsze powracają. Nie sposób zakopać sumienia. Barbarotti i Backman na tropie tajemnicy sprzed lat, zawiłych ludzkich losów i przyczyn, które stały się skutkami. Nastrojowa powieść kryminalna napisana w bardzo mądry, refleksyjny sposób. Nie ma tu rozlewu krwi, wielkich zwrotów akcji i odbitych na kalce postaci. Zabraknie upojonych alkoholem, depresyjnych policjantów. Nie ma brutalnych scen ani seksu. Jest Hakan Nesser i świat, który tylko on, doświadczony, inteligentny pisarz, jest w stanie zbudować. „Przyszedł list z Monachium” to wyśmienita powieść. Nie zawaham się napisać, że to jedna z najlepszych powieści tego cyklu. Bardzo dobra okazja do zapoznania się zarówno z twórczością autora jak i jego bohaterem, tym, którego miało już nie być - Gunnarem Barbarottim. Dobrze, że wrócił. Liczę, że to nie było nasze ostatnie spotkanie. Jeżeli macie ochotę na spotkanie z kryminałem w zupełnie innym wymiarze niż ten, który znacie, to wiedzcie, że „Przyszedł list z Monachium” i warto zapoznać się z jego treścią. Diabeł gorąco poleca.