Zjazd absolwentów recenzja

2017 rok, w francuskiej szkole zapowiedziano zjazd absolwentów oraz ogłoszenie remontu sali gimnastycznej. Dwóch przyjaciół sprzed lat Thomas i Maxime pojawiają się na tej imprezie jednak nie potrafią zapomnieć o przeszłości, ta depcze im po piętach i nie pozwala spać spokojnie. Nie kontaktowali sie ze sobą od czasów szkoły. Obaj mają tajemnice, którą skrzętnie skrywają od kilkudziesięciu lat a teraz wszystko wskazuje na to, że zostanie ona odkryta. Mury skrywają zwłoki o których wiedzą tylko oni i ich rodzice. Jednak ktoś jeszcze wie o ich zbrodni i nie kryje się z tym, daje im do zrozumienia, że muszą się bać a ich grzechy zostaną wystawione na światło dzienne.
W 1992 roku ginie młoda uczennica liceum Vinca Rockwell, wszystko wskazuje na to, że miała romans z nauczycielem filozofii i razem postanowili opuścić miejsce zamieszkania aby móc być razem. Nikt jej jednak już nigdy nie widział, tak samo jak jej rzekomego kochanka.
Aż nie wiem co napisać o tej książce, z opisu fabuły wydaje się że będzie to ciekawa lektura, jednak dla mnie była tylko dobra. Nie miałam jakichś sporych oczekiwań ponieważ to dopiero początek mojej drogi z Musso jednak po Dziewczynie z Brooklynu nastawiłam się na trochę innego typu ksiązkę. Po pierwsz chyba nie lubię gdy już od samego począku wiem kto zginął, co sie z nim stało i gdzie się znajduje ciało. Znam sprawcę i śledzę jego kroki. Trochę niepotrzebne było to miotanie sie głównego bohatera po różnych zakamarkach miasta, niby boi się odkrycia prawdy a kręci się wszystkim pod nosem i ze wszystkimi o tym rozmawia. Do tego ta jego przyjaciółka która go chyba kochała... no nie kleiło mi się to do końca tak jak powinno. Przeczytałam ją ale nie wciągnęła mnie tak jakbym tego chciała. Dla mnie thriller powinien mieć tą nutkę tajemniczości, dreszczyk emocji związany z oczekiwaniem na wybuch na końcu i to takie zgadywanie kim jest sprawca. Zapewne sięgnę p inne ksiązki autora bo trafiłam już na dwie dobre i dopiero tu był zgrzyt więc próbować dalej nie zaszkodzi.