"Chaos" Katarzyny Wolwowicz to nie książka. To krzyk. To pulsujące napięciem słowa, które nie pozwalają odwrócić wzroku, choć czasem bardzo by się chciało. To labirynt tajemnic, z którego nie ma dobrego wyjścia – można tylko biec na oślep, potykając się o własne emocje.
Zaczyna się od śmierci. Olga znajduje zwłoki przyjaciela. Jej pierwsza myśl? Kornel. Jej mąż. Nie ma dowodów, ale ma przeczucie. Strach. W głowie krąży jedno: ochronić go za wszelką cenę. A skoro prawo nie gwarantuje bezpieczeństwa, może trzeba sięgnąć po inne metody?
Na horyzoncie pojawia się Robert Kowalik. Prokurator, znajomy, ktoś, kto powinien pomóc. Ale w tej historii nie ma miejsca na białe kapelusze – każdy skrywa coś pod ciemnym rondem. A gdy karty zaczynają się odsłaniać, okazuje się, że sprawiedliwość jest tylko ładnym słowem, które w tym świecie nic nie znaczy.
I jest jeszcze Judyta. Kobieta, której życie to ciągłe pasmo prób – prób, by być idealną żoną, perfekcyjną towarzyszką, godnym dodatkiem do życia pułkownika Żukowskiego. Jego oczekiwania to dla niej prawo, którego nie wolno kwestionować. Ale kiedy w górach zamiast aprobaty dostaje karę, której nie zapomni do końca życia, zaczyna pękać. A gdy matka na łożu śmierci podaje jej ostatni, najcięższy kawałek prawdy – Judyta podejmuje decyzję.
Wolwowicz pisze ostro, bezlitośnie. Jej bohaterowie nie są dobrzy ani źli – są ludzcy w najbardziej brutalnym tego słowa znaczeniu. Każdy skrywa tajemnice. Każdy ma na rękach krew – swoją lub cudzą. I każdy próbuje znaleźć w tym chaosie drogę do ocalenia, choć niektórzy z nich już dawno są straceni.
To nie jest powieść, którą się czyta. To powieść, którą się przeżywa. Która zostaje pod skórą i nie chce zniknąć. Jeśli myślisz, że jesteś gotowa – spróbuj. Ale ostrzegam: "Chaos" pochłania.
A kiedy już cię pochłonie, nie wypuści tak łatwo. Chaos nie pozwala na oddech, nie daje bezpiecznej przestrzeni, w której można się schować. Każda kolejna strona to balansowanie na krawędzi – emocji, moralności, zdrowego rozsądku.
Bo tu nie ma bohaterów, których się lubi. Nie ma nikogo, komu można bezgranicznie kibicować. Są tylko ludzie – rozdarci, uwięzieni w sieci własnych decyzji i cudzych manipulacji. Olga, która dla miłości zrobi wszystko, nawet jeśli sama nie jest pewna, czy miłość jeszcze istnieje. Judyta, która w bólu i strachu odkrywa, że jedyną drogą do wolności jest przestać być grzeczną dziewczynką. I prokurator Kowalik, który udowadnia, że prawo to tylko teatr, w którym nie zawsze wygrywa ten, kto powinien.
Styl Wolwowicz jest jak jej fabuła – ostry, dynamiczny, bez zbędnych ozdobników. Każde zdanie to cios, każde słowo ma ciężar. Nie znajdziesz tu lukru, nie znajdziesz pocieszenia. Znajdziesz za to napięcie, które nie pozwoli zasnąć, i pytania, które zostaną z tobą długo po zamknięciu książki.
A finał? Finał jest jak kubeł lodowatej wody wylanej prosto na głowę. Kiedy myślisz, że już wszystko wiesz, autorka obraca stół i rozsypuje karty na nowo. I wtedy rozumiesz, że w tym świecie nikt nie jest bezpieczny – nawet czytelnik.
Nie jestem pewna, czy to książka, którą chcesz przeczytać. Ale jestem pewna, że to książka, którą powinnaś przeczytać. Jeśli odważysz się wejść w ten chaos, przygotuj się na to, że nie wyjdziesz z niego taka sama.