Po ostatnich ciężkich lekturach postanowiłam, przeczytać coś lekkiego.
Na warsztat trafiła książka Philippe Bessona „Być przez chwile sobą”.
Opis w sumie niewiele mówił ot, w spokojnym szarym Falmouth, mieścinie położonej nad brzegiem kanału La Manche, życie toczy się niezmąconym rytmem, Mieszkańcy wiodą spokojne, uporządkowane życie, trzymając się wytyczonych ścieżek. Mężczyźni pracują na morzu a kobiety wraz dziećmi czekają na nich w domu. Jednym słowem spokój i niezmącona cisza. Jednak jeden z mieszkańców, Thomas Sheppard czuje, że zaczyna się dusić, męczy go ten stały rytm, bycie grzecznym, życie z przyjętymi zwyczajami i oczekiwaniami innych. Pewnego dnia dochodzi do tragedii i wszystko się zmienia.
O tej tragedii nie dowiemy się z opisu książki, dodałam go od siebie, po to żeby zaznaczyć, że ta lektura nie należy do łatwych i przyjemnych. Tak jak napisałam na wstępie, liczyłam na swobodne, miłe czytanie. Zrobiłam sobie machiato, zapaliłam zapachową świecę myśląc, że oddam się błogiemu nastrojowi, nic bardziej mylnego.
Chwilę zapoznajmy się z autorem książki. Philippe Besson, to prozaik francuski, jest niesamowicie zdolnym pisarzem, jego książki, są nagradzane i ekranizowane. Sympatię czytelników zaskarbił sobie powieścią „Pod nieobecność mężczyzn”. Jego książki przetłumaczone zostały na kilkanaście języków, w tym na język chiński. Bohaterami jego powieści są najczęściej mężczyźni, Besson pisze o sprawach trudnych, niekoniecznie łatwych i przyjemnych.
Tak też, jest z książką „Być przez chwilę sobą”. Czytając ją czujemy chmury gradowe nad głową, zimno bijące od morza i osamotnienie kogoś wyklętego przez społeczeństwo. Nasz bohater Tom, ma trudny orzech do zgryzienia. W wyniku nieszczęśliwego wypadku stracił syna, sąd jednak uznał to za poważne zaniedbanie i skazał Thomasa na kilka lat wiezienia.
Wydarzenie to zmieniło jego życie o 180 stopni. Po przebytej karze, wraca do tej szarej, opuszczonej przez Boga mieściny. Czuje pełne nienawiści spojrzenia, złośliwe komentarze, ale Tom ma plan.
Książka ta, to jeden wielki monolog, to wyznanie, rozgrzeszenie i wybaczenie. Nie spotkamy we Falmouth, ciekawych, rozbudowanych postaci, wszystko jest jakby niedopowiedziane i pozostawione naszym domysłom, jedynym bohaterem którego mamy okazje poznać aż do podszewki to nasz Tom, bez względu czy nam się to spodoba czy nie to jedyna osoba, która mówi o sobie i chce być poznana i zrozumiana. W powieści spotykamy jeszcze Radżiva i Betty, ale są to tylko postacie, które służą za tło dla naszego bohatera i mimo, że autor nadał im pewien smaczek to i tak odbieramy je powierzchownie.
Ta książka to w sumie ciężki kaliber, porusza bardzo trudny temat. Dzięki ciekawemu, obrazowemu stylu pisania Bessona, czyta się ja łatwo, jednak autor stosuje takie metody pisarskie, że każde jego zdania zapada głęboko w serce i chcąc czy nie zapamiętujmy je na długo.
Nie chcę nadawać swojej wypowiedzi wyniosły ton, zadając retoryczne pytanie czy warto być przez chwile sobą?, bo......warto, nawet jeśli musielibyśmy zejść z utartych ścieżek i walczyć z przeciwnościami losu.