Z pewnością każdy z Was był kiedyś do czegoś zmuszany. Może do zjedzenia zupy w przedszkolu albo do posprzątania pokoju. Teoretycznie mieliście wyjście - mogliście tego nie robić, ale wówczas na pewno wybralibyście tę mniej ciekawą opcję. A teraz wyobraźcie sobie, że pewnego dnia widzicie u siebie w domu karteczkę, na której widnieje zdanie: “Musisz napisać dwie strony tekstu”. Kartka pojawiła się znikąd, bo mieszkacie sami. Prawdopodobnie to zlekceważycie, bo jakie znaczenie ma to, czy zapełnicie słowami strony czy też nie? Dopiero po jakimś czasie możecie zorientować się, że niezastosowanie się do polecenia otrzymanego nie wiadomo skąd może nieść za sobą katastrofalne skutki, gorsze niż nieposprzątanie bałaganu w pokoju.
“Być może, codziennie dzieje się coś złego tylko dlatego, że ktoś z nas zapomniał albo po prostu nie chciał wydusić z siebie tych kilku słów. Być może, gdybyśmy wzięli się w garść, świat byłby idealny. Prawdziwa utopia.”
Kiedy Kool Autobee nie napisze dwóch stron tekstu dziennie, na świecie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Zawalają się wiadukty, wybuchają zamieszki, a nawet znikają kolory. Mężczyzna nie wie, dlaczego tak się dzieje i kto za tym wszystkim stoi. Jedyne, co może zrobić, aby to powstrzymać, to pisać. Bohater więc, z coraz większym zamętem w głowie, próbuje wieść normalnie życie, odprawiając każdego dnia ten sam pisarski rytuał. W końcu zamierza dowiedzieć się, co jest grane. Spotyka na swojej drodze coraz dziwniejszych ludzi, co skutkuje wydarzeniami, które nie mieszczą się głowie. W jednej chwili świat Koola wywraca się góry nogami. Nic już nie jest pewne.
“ - (...) Przecież pan wie, że nie może przestać pisać.
- Skąd ta pewność?
- Już Motywator o to zadba.
- Motywator?
- Tak. No niech pan powie, co jest pańskim Motywatorem? Każdego z nas dopada coś innego. Gdy nie napiszę swojej dziennej porcji tekstu, odpada mi jakaś część ciała - dopiero wtedy zauważyłem, że mój rozmówca ma tylko siedem palców. - Są też tacy, którym wypadają włosy, maleją piersi, wysycha skóra, giną różne przedmioty, ulatują wspomnienia, przepadają znajomi... Motywator przyjmuje różne formy.”
Już na początku spodziewałam się, że ta książka będzie inna niż wszystkie. Sam pomysł na fabułę to zdradzał. Nie miałam jednak pojęcia, że mam do czynienia z tak bardzo nietypową i niestandardową lekturą, od której nie będę mogła się oderwać. Przewracałam kolejne strony, wymyślając milion scenariuszy, z których żaden się nie sprawdził. "Defekt pamięci" to naprawdę nieprzewidywalne i oryginalne dzieło, jakie trudno znaleźć w literaturze wydawanej dzisiaj. Czytam bardzo dużo książek i wręcz nie mogę znieść, kiedy kolejny autor powiela jakichś schemat wydarzeń i tworzy przesłodzonych bohaterów. W przypadku tej pozycji tak nie było, co jest ogromnym plusem.
Książka wciągnęła mnie, jak chyba żadna inna. Czytałam ją z ogromnym zamętem w głowie, chwilami zastanawiając się, czy świat, w którym żyję, nadal jest normalny. Zakończenie dzieła zwaliło mnie z nóg. Kiedy moje oczy skończyły patrzeć na literki, trwałam chwilę w zamyśleniu i analizowałam to, co przed chwilą do mnie dotarło. Gdy to dziwne otępienie minęło, miałam ochotę przeczytać książkę od nowa - bo wiem, że wówczas WSZYSTKO widziałabym z innej perspektywy. Tak dziwnej, a zarazem niesamowicie dobrej książki jeszcze nie czytałam, a poznałam dotychczas naprawdę wiele dzieł.
Ocena 10/10 wydaje mi się taka... zwyczajna. Ta pozycja, według mojego odczucia, nie mieści się w żadnej skali ocen. Jak mogę określić ją jednym słowem? Niezwykła. Naprawdę niezwykła. Zamieram polecać ją wszystkim i namawiać do przeczytania - zarówno moich znajomych, jak i Was, drodzy czytelnicy. Dlatego jeśli jeszcze nie znacie tej książki lub wahacie się przed sięgnięciem po nią - śmiało! Nie gwarantuję, że Wasza opinia będzie zgodna z moją, ale żeby się przekonać, sami musicie przeczytać “Defekt pamięci”.
Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości Pana Krzysztofa Bieleckiego.