Nie ukrywam, że jedną z najważniejszych premier tej jesieni była dla mnie druga odsłona cyklu "Trylogia Licaniusa" – powieść pt. "Echo przyszłych wypadków". Przede wszystkim uważam ten cykl za jeden z najlepszych w historii literackiego fantasy, a to, co zrobił ze mną pierwszy jego tom (książka "Cień utraconego świata"), przechodzi granice fascynacji absolutnej. Dziś jestem już po lekturze tej długo wyczekiwanej pozycji i mogę wam powiedzieć, że moje czytelnicza intuicja kolejny raz mnie nie zawiodła. Zapraszam do poznania recenzji tej powieści.
Davian, Wirr, Asha i Caedan przetrwali atak potwornej armii Ślepców zza Bariery, wnosząc kluczowy udział w to, by powstrzymać nadciągające zło. Teraz nadszedł czas leczenia ran, poszukiwania prawdy i przygotowań na to, co wkrótce ma nastąpić. Wirr stara się spełniać w niełatwej roli władcy i Strażnika Północy, zmagając się nie tylko z licznymi obowiązkami, ale i brakiem zaufania u poddanych. Asha, pozostając na dworze w Ilin Illan, stara się dowiedzieć prawdy o tajemniczym zniknięciu Cieni. Davian z Ishelle udaje się do Tol Shen, by tam - korzystając ze swych augurskich zdolności, mogli pomóc w powstrzymaniu upadku Bramy. I wreszcie Caedan podąża swoją własną ścieżką, odkrywając krok po kroku przeszłość, której być może lepiej byłoby nigdy nie poznać... Losy tych bohaterów odegrają najważniejszą rolę w walce o ten świat, która wkracza w najważniejszą fazę...
Jak opisać pokrótce fabularny zarys liczącej sobie ponad 850 stron niniejszej powieści...? Cóż, zapewniam was, że nie jest to możliwym. I dobrze! Dobrze, gdyż fakt ten świadczy najlepiej o złożoności, atrakcyjności i inteligencji dzieła Jamesa Islingtona, który stworzył tu powieść tyleż intrygującą w każdym względzie, co i dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach. Otóż wyobraźcie sobie, że jakże epicka fabuła pierwszej części tej trylogii stanowiła jedynie wprowadzenie do rozległej sieci zdarzeń, wątków i znaczeń, jakie to mamy przyjemność poznać w tej książce. Tamto wszystko było przygrywką do literackiego koncertu fantasy, jaki rozbrzmiewa w "Echu przyszłych wypadków"...
Podobnie, jak to miało miejsce w przypadku pierwszej odsłony cyklu, tak i tym razem mamy okazję poznawać kilka równoległych planów z jednym z głównych bohaterów w roli głównej. To właśnie oddzielne losy Daviana, Caedana, Wirra i Ashy składają się na tę widowiskową relację, która czasami łączy ich wątki na krótki czas, ale w głównej mierze pozwala tym postaciom żyć własnym biegiem zdarzeń. To polityka, magia, walka na śmierć i życie oraz podróże do odległych zakątków królestwa Andarry i sąsiednich krain, które pozwalają poznawać nam ten świat w coraz większym stopniu. Co ciekawe, tym razem znacznie ważniejszą rolę odgrywają tu także retrospektywne podróże w przeszłość, które okażą się być kluczowe ku temu, by zrozumieć to, kto jest dobrym, a kto złym na tej skomplikowanej, literackiej scenie...
Kolejny raz zachwycają nas bohaterowie tej opowieści w osobach wymienianej powyżej czwórki postaci, ale też i osoby z drugiego planu, które dobrze już znamy oraz które dopiero przychodzi nam poznać. To przede wszystkim młodzi, obdarzeni różnego rodzaju darami i już boleśnie doświadczeni przez los ludzie, którzy muszą nieść brzemię swojej wyjątkowości i odpowiedzialności. Davian dojrzewa na naszych oczach, stając się kimś niezwykle silnym i kluczowym dla biegu zdarzeń. Wirr próbuje się odnaleźć w nowej roli, kierując własną intuicją i walcząc o lepszy los dla swego ludu, nie zapominając o własnym szczęściu. Asha znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji, która wymaga od niej poświęcenia, ryzyka i gotowości na najgorsze. I wreszcie Caedan - człowiek o wielu imionach, życiach i obliczach, który musi poznać prawdę o sobie samym, co grozi niechybnym szaleństwem... Tak, to wspaniali bohaterowie, których poznawanie stanowi dla nas czytelniczy zaszczyt.
Podobnie wielkie emocje budzi w nas kreacja tej całej powieściowej rzeczywistości, czyli quasi średniowiecznego świata magii i utraconej technologii, politycznych podziałów oraz straszliwej przeszłości, której najważniejszym przejawem jest słabnąca Brama pomiędzy światem ludzi, a światem potwornego zła. I kolejny raz autor odsłania przed nami codzienność życia w tym miejscu, rolę wielkich postaci, które ją w niej odegrały, odgrywają lub odegrają w nieodległej przyszłości, jak i wreszcie jej nieodłączną, nadprzyrodzoną twarz, która kryje w sobie wiele tajemnic i jeszcze więcej mroku...
Czego poszukujemy w klasycznym, epickim fantasy...? Odpowiecie, że przygody, opisów niezwykłych światów, magii i walki ze złem. I tak, dokładnie to wszystko wypełnia sobą strony tej książki, zaspokajając nasz głód na te elementy z nawiązką. Jednocześnie jednak powieść ta wyróżnia się z szeregu innych tytułów czymś jeszcze, a mianowicie piękną, smutną i dramatyczną relacją o ludzkich losach, które zostały już z góry ukształtowane, ustalone i przydzielone głównym bohaterom. I choć jest tu barwna przygoda, pokaźna porcja humoru i są wielkie emocje, to jednakże nie sposób nie odnieść wrażenia, że pod tą fantastyczną scenerią kryje się gorzka prawda o życiu człowieka, która w jakiejś mierze odnosi się do każdego z nas.
James Islington napisał wspaniałą książkę, Grzegorz Komerski zamienicie przełożył ją na polski język, zaś Dominik Broniek okrasił jej strony pięknymi, klimatycznymi ilustracjami. Całości efektu dopełniła Fabryka Słów, wydając ów tytuł w imponującym stylu. Reszta należy już do nas, czytelników, którzy otrzymaliśmy porywającą, ekscytującą i jakże emocjonującą powieść fantasy. Ja bawiłam się świetnie przy jej lekturze, dlatego też z jak największym przekonaniem zachęcam was do sięgnięcia po „Echo przyszłych wypadków”. Polecam!