Ewa Szumilewicz, z wykształcenia doktor filozofii, pochyliła się nad stwierdzeniem „brak mi słów”. Zastanawia się, jak te nieistniejące słowa ubrać w słowa. Jak nazwać to co nienazwane? Gdzie szukać wyrazów, których nam brakuje? Może należy je stworzyć? Niepozorna książeczka pt. „W niby słowach” jest zbiorem literackich impresji, w których słowo gra główną rolę.
Publikacja ta wymaga od czytelnika dużej wrażliwości i poszybowania myślami w chmury. Autorka zręcznie bawi się słowami, tworząc i miksując sobą różne historie. Pozostawia czytelnikowi duże pole do interpretacji i przemyśleń, więc jak ktoś lubi takie filozoficzne klimaty to się tu odnajdzie.
Ja muszę przyznać, że ciężko było mi poddać się tej książce. Nie udało mi się złapać jakiegoś metaforycznego balonika, który pozwoliłby mi poszybować między stronami, albo może ja tak twardo stąpam po ziemi. Trafiały się epizody, przy których coś drgnęło i wydawało mi się, że nawiązałam porozumienie z lekturą, ale to wrażenie szybko mijało.
Sama koncepcja niby słów jest dla mnie trudna do zaakceptowania. Mowa to proces dynamiczny, albo coś jest nazwane, albo nie – nie ma stanu pośredniego. A tutaj wspomina się o słowach, które są – funkcjonują w jakimś słowniku – ale ich nie ma. No to istnieją czy nie? Przyznam, że dla mnie to za duża abstrakcja. Dość niefortunnym przykładem niby-słowa jest „ (…) keta to wspomnienie z odległej przeszłości, które nagle i mgliście pojawia się w głowie.”[*] Cytując autorkę: „ Keta – słowo, które nie istnieje w słowniku słów, których nie ma.”[**] Po pierwsze, to samo zdanie jest dość dziwne i nie wiem czy chodzi o słownik np. Słownik Języka Polskiego, czy wspomniany wcześniej słownik niby-słów. Nieważne o jaki wykaz chodzi, nadając pojęciu definicję powodujemy, że ono żyje. A może inaczej: definicja jest potrzebna, jeżeli trzeba doprecyzować znaczenie, aby wiedzieć, jak dany wyraz używać. Z którejkolwiek strony na to spojrzymy, zakładamy, że słowo jest żywe, nie jest jakimś wydumanym pojęciem. Do tego chciałam zauważyć, że wpisując „Keta” w Google już na pierwszej stronie mamy kilka znaczeń tego słowa: ryba, miasto, łańcuch napędowy po śląsku. Więcej nie chciało mi się przeglądać. Te kilka linków udowodniło mi, że taki wyraz istnieje i nie można mu przypisać miana niby-słowa.
Impresje Ewy Szumilewicz mnie przerosły. Nie zrozumiałam co autorka chciała mi przekazać, a jej praca nie porwała mnie. Jest to książka dla osób, które mają filozoficzne zacięcie. Lubią rozmyślać i nie boją się przystawać przy tematach przy tematach dziwnych – takich, nad którymi przeciętny zjadacz chleba w ogóle się nie zastanawia.
[*]Ewa Szumilewicz, „W niby słowach”, wyd. Oficynka, Gdańsk 2020, s. 7.
[**]Tamże.