Początek października zmienił życie ludzi na całym globie. Naukowcy ogłosili, że oś Ziemi spowalnia, co za tym idzie, wydłużają się dni i noce, grawitacja wariuje, umierają ptaki, rośliny, a promieniowanie zaczyna zagrażać ludziom. Proces ten nazwano spowolnieniem. Wielu ludzi wpadło w panikę. Porzuciło swój dobytek i uciekło w miejsca, które i tak nie były gwarancją bezpieczeństwa. Ci którzy nie zdecydowali się na migrację zostali, próbując żyć w nowym systemie. Jednak społeczeństwo zaczęło się dzielić, kiedy - mimo że doba rozciągała się jak guma - wprowadzono czas zegarowy. Nieliczni zrezygnowali z wymuszonej dwudziestoczterogodzinnej doby i - pomimo braku przychylności - decydowali się żyć według wschodów i zachodów słońca. Rodzina jedenastoletniej Juli należy do zwolenników czasu zegarowego. Dlatego dziewczynka wstaje w środku nocy, żeby zdążyć na pierwszą lekcję, a w upalne, słoneczne dni próbuje ułożyć się do snu. Ewidentnie świat zaczął się zmieniać, a w raz z nim ludzie.
Narratorką w tej historii jest wspomniana 11-letnia Julia, która od chwili głoszenia spowolnienia, relacjonuje przemianę swojego otoczenia. Jej przekaz pozbawiony jest ubarwień, są to proste spostrzeżenia obrazujące nowy porządek. Smutny i melancholijny, gdyż czas zwiastujący koniec świata zmienia wszystkie relacje. To co było stabilne upada, a to, co nie miało szans na zaistnienie rozkwita. Tak jak przyjaźń Juli z Sethem - chłopcem trzymającym na dystans swoich rówieśników. Młodzi, mimo że mają świadomość w jakich czasach żyją, próbują funkcjonować w nowych zagrażających zdrowiu i życiu warunkach. Ich spontaniczność i pewność uczuć dają nadzieję, nawet w obliczu końca świata.
Karen Thompson Walker stworzyła refleksyjną i piękną historię, która nie tylko pokazuje jak zmienia się świat i ludzie, ale też jak jesteśmy bezsilni wobec mocy wszechświata. Bo pomimo tego, że rozwój nauki i techniki jest ogromny, to jednak w obliczu nieznanego jesteśmy słabi. Nie zmienia to faktu, że w kryzysowych sytuacjach nie poddajemy się i walczymy o przetrwanie. Jest to optymistyczne przesłanie tej historii, podobnie jak to, że żadna globalna katastrofa nie jest w stanie zniszczyć miłości i prawdziwej przyjaźni. Mnie powieść przypadła do gustu, poza tym odrobinę przypomina mi film "Melancholia" Larsa Von Tiera. Raz, że ma powolne tempo, a dwa, jest nostalgiczna i lekko depresyjna, ponieważ obserwujemy frustrację bohaterów, ich strach i zniechęcenie. Jednak w przypadku tej książki stany pesymizmu dotyczą głównie dorosłych. W dzieciach jest pewna beztroska i wiara w to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Powieść jest przejrzysta i poprawnie napisana, ale narracja nie pasowała mi do jedenastolatki. Była zbyt dojrzała i precyzyjna. Z drugiej strony to wspomnienia Julii, która nastolatką już nie jest. Bez dwóch zdań "Wiek cudów" to powieść inteligenta i realistyczna, która w ciekawy sposób przestrzega przed nadmierną eksploatacją naszej planety. Dla przykładu olbrzymia chińska Zapora Trzech Przełomów zmieniała oś i prędkość obrotową Ziemi, więc sci-fi przestaje powoli być fikcją. Jednak powieść Walker to znacznie coś więcej niż tylko ostrzeżenie, to też smutek dorastania w cieniu zagłady, rozłam społeczeństwa, i próba życia w świecie, w którym każdy dzień może być ostatni. Polecam tę powieść, bo pomimo pewnej banalności i nastoletnich bohaterów, to błyskotliwa i wzruszająca historia, która niebawem doczeka się ekranizacji w reżyserii Catherine Hardwicke, spod ręki której wyszedł m.in "Zmierzch" i "Dziewczyna w czerwonej pelerynie".