Stephen King "Billy Summers".
Billy a właściwie William Summers, weteran, płatny zabójca z własnym kodeksem moralnym. Owszem, żyje z zabijania ludzi, ale tylko tych złych, bardzo złych ludzi. Tak sobie tłumaczy przez całe swoje dotychczasowe życie. Nie do końca jest w środowisku gangsterów, chociaż to dla nich wykonuje zlecenia. Tak też zmienia się jego życie. Dostaje zlecenie zabicia niejakiego Joela, jednakże na wykonanie zlecenia musi poczekać kilka tygodni, ćwicząc własną cierpliwość. Trafia do pewnej małej mieściny pod nową tożsamością i z nową profesją. Staje się rzekomym pisarzem, musi wtopić się w tło. Nie zdaje sobie jednak sprawy z faktu, iż cała ta robota ma głębszy motyw. Do tej pory szło wszystko gładko, a jednak... Jest inaczej. Billy ma swoje wątpliwości, które niestety, sprawdzają się. Po wykonaniu zlecenia zaszywa się pod kolejną postacią, planując swoją ucieczkę. Zostaje wykiwany, mało powiedziane. Do tego los z niego drwi. Stawia mu przed nosem Alice, młodą dziewczynę, która została poturbowana i zostawiona na zwykłą śmierć. Billy ratuje jej życie, dodatkowo uprzykrzając swoje. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wbrew pozorom, Alice sprawia, że Billy może dokończyć zaplanowane zadanie, tym samym odzyskać to, co mu się należy.
Byłam sceptycznie nastawiona do tej powieści, mimo faktu, iż Kinga uwielbiam, wręcz kocham. Jego powieści oczywiście. Z dużą dozą niepokoju zaczęłam czytać. Poszło sprawnie, byłoby sprawniej, gdybym miała więcej wolnego czasu. Lektura mnie wciągnęła. Z początku zastanawiałam się, ile jeszcze postaci ma w zanadrzu i jak to się wszystko skończy. To nie jest horror, które uwielbiam, a mimo to, czuję się w miarę usatysfakcjonowana powieścią. O wiele lepiej ją odebrałam niż przedostatnią książkę Kinga "Później", w której to wiele mi zabrakło.
"Billy Summers" to powieść dość ciężka, mamy klimat gangsterskich porachunków, zabójstw, ucieczek. Świat z pogranicza, o którym wszyscy wiedzą, a jednak udają, że nie wiedzą. Mamy tu także opisaną przeszłość głównego bohatera, którą można powiedzieć, ukształtowała go. W rzeczy samej. Sprawiła, że jego życie to ciągle zabijanie i ucieczka. Ale tylko tych złych ludzi, którzy jego zdaniem, zasłużyli na śmierć. Mamy tu także po części wplątany temat pedofilii. Ważny temat, jak najbardziej. Aczkolwiek autor nie zagłębiał się w temat, po prostu powiązał go tak, żeby móc zakończyć książkę. Przynajmniej ja tak to odebrałam.
Z początku nie szło polubić Billego. Jednak z czasem... Hmm, mogłam go co nieco zrozumieć, a przynajmniej spróbować. Postać Alice także wiele wniosła, czy dobrego? Sama nie wiem, po części tak.
Końcówka? Wbiła mnie w fotel, nawet wzruszyła. Tak tak... Kurczę. Tego się nie spodziewałam, choć przypuszczałam, że szczęśliwego końca nie będzie.
Dużym plusem, oczywiście dla mnie, było przeplatanie przeszłości Billego w formie opowieści, którą sam pisze. Podobało mi się, czytałam z zapartym tchem, pomimo faktu, iż czytać o wojnach nie za bardzo lubię.
Ogółem, podsumowując, nie jest to mój stary dobry King, co to, to nie. Powieść nie jest najlepsza, ale też nie najgorsza. I naprawdę dobrze mi się czytało. Wyciągnęłam się. Nie żałuję czasu przeznaczonego na czytanie tej książki, chociaż wracać do niej nie będę. Tak to już jest... Chciałabym przeczytać coś w stylu Kinga z dawnych lat, coś, co sprawi, że będę się bała, będę miała koszmary, lub chociaż będę dobrze wspominać. Mam nadzieję, że jeszcze się doczekam.
Czy polecam? No jasne, każdy powinien wyrobić sobie własne zdanie. Osobiście nie jestem zawiedziona, ale i nie do samego końca usatysfakcjonowana.