"(...) to, co okropne, czasem jest prawdziwe"
Kiedy można powiedzieć, że ktoś jest złym człowiekiem? Czy łatwo podzielić ludzi na tych złych i tych dobrych? Czy w każdym przypadku można powiedzieć z pełną stanowczością, że on jest złym człowiekiem? Zastanawia mnie, jak łatwo przychodzi nam ocenianie ludzi. Bez żadnej refleksji przypisujemy innym cechy, które wysnuwany po obserwacji pojedynczych zachowań.
Billy Summers to płatny zabójca, który jest najlepszy w tym, co robi. Jednak w swojej profesji kieruje się pewnym kodeksem moralnym, który pozwala mu zabijać tylko tych złych. Jako młody człowiek był w Iraku, a zdobyte tam umiejętności snajperskie, sprawiają, że nigdy nie chybia. W końcu podejmuje decyzje o emeryturze. Zanim jednak to zrobi, jego zaufany pośrednik Nick Majarian proponuje mu ostatni skok. Na nieszczęście Billy’ego wszystko idzie źle. To miała być ostatnia prosta robota, okazała się bardziej skomplikowana, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Z czym kojarzy Wam się King? Mogę się założyć, że od razu widzicie straszne historie, klaunów, potwory, krew i wszystko, co najgorsze. Niezaprzeczalnie King to Mistrz Grozy. Jego historie są niesamowicie mroczne, wciągające, tajemnicze, trzymające w napięciu. Sprawiające, że dreszcz pełznie po plecach. Co, gdyby King postanowił napisać kryminał. Jednak taki w starym stylu? Teraz możemy się przekonać, bo właśnie „Billy Summers” to kryminał, którym King oddał cześć swojemu ulubionemu gatunkowi.
Muszę przyznać, że choć jestem fanką Kinga, to najnowsze powieści (chociażby „Później”), nie robią już na mnie takiego wrażenia, jak stare i niezawodne „To” albo „Misery”. Z lekkim niepokojem sięgałam po tę książkę. Bałam się, że będę zawiedziona, tym bardziej że to całkiem nowy gatunek dla Kinga. I co wyszło z tej przygody?
W miarę czytania powieści mój zachwyt rósł. Sposób zbudowania fabuły jest niesamowity. King warstwami odkrywa przed nami kolejne tajemnice i informacje, dodatkowo pogłębiając naszą wiedzę o bohaterach. Szczególnie dobrze pozwalał nam poznać Billy’ego. Zabieg wprowadzenia książki w książce był świetnym pomysłem. Dzięki temu, że Summers spisywał swoje wspomnienia, mogliśmy poznawać go coraz lepiej.
Początkowo Billy wydawał się zwykłym płatnym zabójcą, który próbuje udawać lepszego, niż jest, z czasem jednak zaczynał nabierać życia. Jego decyzje zaczynają nabierać sensu, a jego motywy robią się coraz jaśniejsze. Wciąż jest to książka o seryjnym zabójcy, ale na koniec okazuje się tak wielowymiarowa, że trudno ją przydzielić do jednego gatunku. Mamy tutaj mnóstwo akcji, mnóstwo wspomnień, walki z traumą, niesamowicie wiele bólu i cierpienia przelanego na papier. Z każdą stroną odgrywamy inny wymiar, który pochłania nas i osacza.
Oglądaliście kiedyś filmy „Transporter” z Jasonem Stathamem? Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że czytam właśnie powieść, na której podstawie można by stworzyć film w podobnym klimacie. Są wybuchy, pościgi (może nie takie typowe, ale są!), strzelaniny, mnóstwo walki, kodeks moralny, własne zasady i ten jeden raz, kiedy wszystko idzie źle.
Finalnie książka mnie zachwyciła. Może to przez sentyment do filmów z serii „Transporter”? Kto wie. Jednak gdy już przysiadłam do czytania, nie mogłam się od niej oderwać. King zbudował tutaj świetną fabułę, która powoli zakreśla coraz większe kręgi, aby dojść do wielkiego finału, który dosłownie mnie wzruszył. Genialny sposób poprowadzenia narracji, świetnie zbudowani, nieoczywiści bohaterowie i mnóstwo akcji – to wszystko dostaniecie w najnowszej książce Kinga.