Wyobraźcie sobie mroźną, wietrzną zimę, śnieżne czapy zalegające na drzewach i ulice przykryte miękkim, białym puchem, można by rzecz, że sceneria jak z bajki Andersena. Niestety na tle pięknej zimy rozgrywają się wydarzenia mrożące krew w żyłach. W "Bielszym odcieniu śmierci” Bernard Minier zabiera czytelnika w mroźne i niedostępne tereny, w zakamarkach których czai się tragedia i śmierć.
Pireneje, niewielka miejscowość Saint-Martin-De-Comminges. W grudniowy mroźny poranek pracownicy elektrowni wodnej, podczas konserwacji kolejki linowej, odkrywają powieszone i okaleczone ciało konia. Do sprawy zostaje przydzielony komendant Martin Servaz i kapitan Irene Ziegler. Jak się okazuje koń należał do jednego z najbogatszych ludzi w dolinie. Śledztwo zaczyna się komplikować, tym bardziej, że brak jakichkolwiek świadków – zdumiewające! Mniej więcej w tym samym czasie do Saint-Martin przyjeżdża młoda absolwentka psychologi Diane Berg, która ma objąć posadę w Instytucie Wargniera, zakładzie psychiatrycznym dla najniebezpieczniejszych i najokrutniejszych przestępców. Niestety jej przybycie nie jest mile widziane, na dodatek kobieta odkrywa, że w jej nowym miejscu pracy dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Do tej pory bezpieczne bajkowe górskie miasteczko staje się pułapką i miejscem wielu tajemnic. W ciągu kliku dni pojawiają się nowe wstrząsające zbrodnie. Morderca jest inteligentny i niebywale sprytny. Kto i dlaczego morduje? Jak ma się zabicie konia do zabójstw ludzi? Pytań jest wiele, z rozwiązaniem zagadki musi sobie poradzić Servaz, czterdziestoletni rozwodnik z problemami rodzinnymi.
Powieść jest debiutem francuskiego pisarza Bernarda Miniera, o tyle zaskakującym, że historia jest rewelacyjnie opisana i rozplanowana, jak na pierwszą książkę jest doskonała. To co już przy pierwszych stronach rzuca się w oczy to kapitalny nastrój, nic nie działa tak dobrze na wyobraźnię jak uczucie odosobnienia, samotności i przejmującego chłodu spowodowanego aurą jak z baśni o „Królowej śniegu” - śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg, a do tego minusowa temperatura, cóż, ciepło nie jest. Tym bardziej, że spomiędzy ośnieżonych jodeł i wiecznej mgły wyłania się przerażający ciosany z kamienia budynek, w którym przetrzymywani są psychopaci, gwałciciele i mordercy. Całość tworzy bardzo ponure wrażenie i potęguje odczucie lęku. Brawo za tę lodowatą atmosferę.
Przy takiej ilości stron istnieje ryzyko nadmiernie rozbudowanych opisów, jednak mnie nie nużył żaden fragment w tej książce, ale... ja uwielbiam zimę, więc samo przez się wszelkie zobrazowanie mocy natury było porywające i ciekawe. Zresztą, cała historia jest spójna, wszystkie wątki są ze sobą genialnie powiązane i każdy, nawet najmniejszy element ma znaczenie. W tej opowieści, nic nie dzieje się bez przyczyny. Wielkim atutem książki są niekonwencjonalne postacie. Każdy z bohaterów jest wyjątkowy, tutaj nie ma przypadkowości, autor nie serwuje czytelnikom powielanych schematów, co prawda Servaz podpada pod detektywistyczne standardy, jednak jest w nim jakaś świeżość i oryginalność. To samo dotyczy się kapitan Zieger, była anarchistka mieszkająca na squacie, wykolczykowana i wytatuowana osobniczka odbiega od wizerunku wzorowego żandarma, ale za to jest intrygująca i świetnie wypada na tym chłodnym tle. Takich perełek jest wiele w tej książce, dzięki takiemu dopracowaniu bohaterów ta powieść dużo zyskuje i staje się absorbującą historią nie tylko o zbrodniach, ale też o ludzkich charakterach i problemach.
„Bielszy odcień śmierci” o zapierający dech w piersiach thriller z mistrzowską intrygą, który wciąga na kilka godzin do świata dramatów, przerażających tajemnic i okrutnych ludzi. Przejrzysty styl pisania sprawia, że trudno się oderwać od tej wyjątkowej książki. Bardzo polecam, tę pasjonującą lekturę.