Znam II Wojnę Światową ( jako zjawisko) tylko z opowieści rodziców i babć. Także z filmów, głównie radzieckich i polskich. Czasami śni mi się. Strzelanina albo bombardowanie.
Jednak po przeczytaniu „Bezdusznych” Kaliny Błażejowskiej muszę powiedzieć że wszystko to co się dowiedziałem do tej pory o Wojnie 1939 – 1945, jest mikrym zaledwie zalążkiem wiedzy.
Kalina Błażejowska odkrywa historie dotąd zapomniane, mało znane, o których nie mówiono na lekcjach historii. Bo jakoś nie wypada, wstyd, a temat nawet stabuizowany jest. Tak powiedziała archiwistka Autorce, gdy ta zaczynała pracę nad „Bezdusznymi”.
Dlaczego nałożono pieczęć milczenia? Kalina Błażejowska opowiada o polskich ofiarach nazistowskiego programu „eutanazji”. Inaczej: jest to świadectwo, jedyne jak dotąd, okrutnego traktowania ludzi ułomnych. Na przykładzie trzech miejsc – dziecięcej kliniki psychiatrycznej w Lublińcu, szpitala psychiatrycznego w Gostyninie i domu opieki w Śremie – Kalina Błażejowska opisuje wszystkie grupy ofiar. Niepełnosprawne dzieci, chorych psychicznie dorosłych i niesamodzielnych najstarszych.
Chciano, aby naród niemiecki i narody poddane, składały się z jednostek zdrowych, wysportowanych, nieskazitelnych. To oczywiście jest niemożliwe. W każdym narodzie znajdziemy osoby ( jakże milsze słowo od „jednostka”) które potrzebują pomocy. Myślę, ba – jestem pewien, że bezpośredni oprawcy mieli w swych rodzinach dziadków. I ci zapewne pod koniec życia nie byli już tak sprawni gdy mieli po dwadzieścia lat. Czyżby mordowano członków własnych rodzin.
Takie traktowanie ludzi wymagało nadludzkich sił. Oczywiście w negatywnym tego słowa znaczeniu. Co trzeba mieć w głowie, aby myśleć że człowiek może stać się równy Bogu? Fryderyk Nitchzsche zapisał to, co Adolf Hitler chciał wcielić w życiu. Nigdy nie uda się taka „sztuczka”. Kto tak myśli, sam wkłada na swoją szyję sznur. Nitchzche dawno umarł, a człowiek ( każdy!) jest tak samo słaby jak za czasów Prometeusza.
Kalina Błażejowska nie ocenia, jak ja w poprzednim akapicie. Podaje tylko suche fakty, a jeśli komentarze – to tylko uczestników ( którzy cudem przeżyli), i pewnie w całości, bez cięć co by oznaczało cenzurę. Wiadomo nie od dziś że łatwo zniekształcić wypowiedz przez tak zwane skróty.
Nie, Kalina Błażejowska nie idzie na skróty. Pokazuje całość wydarzenia. Tą całość którą udało jej się ustalić. Nie jest wykluczone że gdyby materiału dowodowego było więcej, obraz zbrodni byłby pełniejszy. Ale cóż, świadkowie umarli. Archiwa też zapewne milczą w niejednej sprawie. Jak czytamy w “Bezdusznych”, bardzo wielu oprawców uniknęło kary, by po wojnie dalej piąć się po szczeblach kariery i dożyć późnej starości.
Być może zostały spalone, aby nikt się nie dowiedział. Być może nie zostały potraktowane przez polskich archiwistów należycie. Powtórzmy: archiwistka przestrzegała, nie będzie łatwo.
Pomimo tych przeszkód Kalinie Błażejowskiej udało się stworzyć spójny przekaz. Taki przekaz, który wstrząsa i oskarża. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy pracujesz systematycznie, i gdy odkładasz inne zajęcia na bok. Myślę że właśnie tak uczyniła Kalina Błażejowska. Inaczej nie da się. Temat jest zbyt wymagający.
Temat jest również wymagający dla czytelnika. Czytałem „Bezdusznych” o siódmej rano. I to był błąd. O siódmej rano, na początku stycznia jest jednak szaro, ponuro. Klimat dla ponurych myśli. Że człowiek człowiekowi, że trzeba kilku pokoleń, aby wybaczyć, chociaż nie zapomnieć. Że mogą przyjść i załomotać w drzwi ...