“Bezduszni. Zapomniana zagłada chorych” Kaliny Błażejowskiej, to jedna z niewielu publikacji traktujących o nazistowskich zbrodniach na pacjentach szpitali psychiatrycznych i podopiecznych domów opieki.
Napisanie reportażu o wydarzeniach mających miejsce osiemdziesiąt lat wcześniej wydaje się być porwaniem z motyką na słońce. Czy jest jeszcze wtedy możliwe odnalezienie naocznych świadków? Czy w przypadku tak niechlubnych w historii świata wydarzeń, jak zagłada chorych, jest jeszcze szansa na wyciągnięcie z archiwów, czy to państwowych, czy prywatnych, dokumentów, które mogłyby rzucić światło na fakty z tak odległych lat? Mogłoby się wydawać, że autorka, Pani Kalina Błażejowska, wybrała na temat swojej pracy rzecz z góry skazaną na porażkę. Jednak nic bardziej mylnego! Choć wielokrotnie odbijała się od ściany niewiedzy, bądź milczenia, ostatecznie po czterech latach poszukiwań i ciężkiej pracy napisała niemalże trzystustronicową książkę - “Bezduszni. Zapomniana zagłada chorych” - dokumentującą morderstwa dokonane przez nazistów na pacjentach szpitali psychiatrycznych, osobach niepełnosprawnych i starcach. Książkę, która uderza prosto w serce i paraliżuje je ogromem ludzkiego (albo raczej nieludzkiego) bestialstwa wobec najbardziej bezbronnych grup społecznych.
Zagłada chorych elementem Holocaustu?
Niektórzy historycy uważają, że zagłada chorych, poprzedzająca zagładę Żydów, była, jak to określiła autorka, ćwiczeniem z obojętności. Naziści przez te działania sprawdzali grunt. Weryfikowali w ten sposób jak obywatele ich kraju będą reagować na mordowanie członków własnych rodzin pod przykrywką “uwalniania od cierpienia” i jak daleko mogą się posunąć w późniejszej eksterminacji całego narodu żydowskiego. Część z tych naukowców poszła o krok dalej i dotarła do dosyć śmiałych wniosków. Mianowicie, że bez zagłady chorych, mogłoby nie być masowych mordów na społeczności żydowskiej. Badacze chcą, aby ten pierwszy akt ludobójstwa włączono do pojęcia Holocaustu. Choć ta kwestia nie jest jeszcze rozstrzygnięta, to z pewnością niepodważalne jest to, że zapomniana zagłada zasługuje na przypomnienie, a ofiary na to, aby tę pamięć im przywrócono.
Dlaczego mowa tylko o dwóch placówkach?
Pani Kalina Błażejowska w reportażu “Bezduszni” skupia się na dwóch zakładach: w Gostyninie i w Lublińcu. Zdecydowała się na opisanie tylko dwóch ośrodków, ponieważ większość historii wszystkich innych tego typu miejsc w czasie wojny jest do siebie bardzo podobna. Gdyby z kolei chcieć opisać każdy przypadek z osobna, to egzemplarz tej książki mógłby mieć o wiele, wiele więcej stron. Przy powtarzalnych schematach mógłby w rezultacie znudzić Czytelnika, zamiast przynieść mu wymierną korzyść w postaci wiedzy historycznej. To co różni te dwa wspomniane wyżej miejsca to to, że jedno jest przykładem eutanazji dorosłych, a drugie niewinnych dzieci.
“Ofiary nigdy nie straciły godności, stracili ją oprawcy”
Przyprawia o rozpacz to, że władze niemieckie próbowały zatrzeć ślady swoich zbrodni, a w powojennych czasach nikt po zwycięskiej stronie nie chciał drążyć tematu zniknięcia wielu osób z placówek, w których leczono schorzenia natury psychicznej, bądź opiekowano się ludźmi nie mogącymi samodzielnie funkcjonować. Masowe niszczenie, bądź nawet nie tworzenie akt było w dawnych czasach na porządku dziennym. Wszystko próbowano zamieść pod przysłowiowy dywan, a największą porażką jest to, że w gruncie rzeczy w ogromnym stopniu się to udało. Jak czytamy w “Bezdusznych”, bardzo wielu oprawców uniknęło kary, by po wojnie dalej piąć się po szczeblach kariery i dożyć późnej starości. Kalina Błażejowska swoją systematyczną pracą nad reportażem pomaga przywrócić pamięć o ofiarach, składając ze strzępków informacji przerażający obraz ogromu tamtej zbrodni. Uważam, że ten doskonale napisany reportaż wypełnił ważną lukę w historii i każdy, kogo interesują zbrodnie hitlerowskie, powinien się z nim zapoznać.