Miika nie jest typową myszą. Nie mieszka w mysiej norce, a z wróżką mówiąca wyłącznie prawdę. Przyjaźni się z elfami. Chociaż ma jedną mysią przyjaciółkę, Brawurową Brygidę. Tak bardzo mu na niej zależy, że zrobi wiele, żeby jej nie stracić. A Brygida potrafi mieć szalone pomysły. Jakie przygody przeżyją małe myszki mieszkające w Elfim Jarze, miejscu przepełnionym magią?
Matt Haig przenosi czytelników daleko, daleko na północ Finlandii, żeby zaprosić ich do świata pełnego wróżek, elfów, trolli, reniferów i innych fantastycznych stworzeń. Na bohatera tej historii wybiera zwykłą, niepozorną istotę – mysz. Chociaż, jak się przekonamy w toku fabuły, ta mysz wcale taka zwykła nie jest. Autor umieścił ją w opowieści mówiącej o poczuciu przynależności do grupy (bo, jak już wspomniałam, Miika nie żyje w mysim stadzie, dlatego nie umie do końca określić kim jest) oraz o jakości przyjaźni (można dyskutować, czy Brygida jest prawdziwą przyjaciółką).
Powiem wam, że sceptycznie sięgałam po tę książkę, bo inna publikacja autora - „Wróżka Prawdomówka” - kompletnie mi się nie podobała. Jednak dużo osób pisało mi, że Matt Haig potrafi tworzyć piękne opowieści, więc postanowiłam dać mu drugą szansę. „Myszka zwana Mikką” robi zdecydowanie lepsze wrażenie. Co prawda jej początek wydaje mi się nieco chaotyczny, ale w toku czytania, wszystko wskakuje na właściwe miejsca. Nie mam też uwag do „mądrości”, jakie autor przemyca w tej publikacji. Nie jestem za bardzo fanką sposobu w jaki powieść została napisana, ale sama treść jest jak najbardziej słuszna.
Już tłumaczę, o co chodzi ze stylem książki. Na początku jesteśmy raczeni bardzo wartka fabułą. Matt Haig bardzo szybko wprowadza elementy, które mają pomóc mu rozwinąć historię Miika. To jest na plus, bo dzieciaki raczej lubią dynamiczne książki. Następnie następuje finał w stylu (jak ja to nazywam) Paulo Coelho. Jesteśmy zasypani mnóstwem sentencji, które są nauką wynikającą z poznanej opowieści. Wybierać, zaznaczać, wieszać nad łóżkiem. Ja za takimi tzw. „złotymi myślami” nie przepada. Wolę, kiedy czytnikowi zostanie zostawiona przestrzeń dla własnych wniosków. Jednakże Coelho zawojował rynek książki, więc mniemam, że znajdą się fani takiego stylu.
Na koniec chciałabym się jeszcze przyjrzeć imieniu głównego bohatera, bo wprowadziło mały zamęt w mojej głowie. Miika jest chłopcem, czego polski czytelnik może na początku nie zauważyć bo u nas zwyczajowo rzeczowniki zakończone na „a” są rodzaju żeńskiego. Połączenie ze słowem myszka – też rodzaju żeńskiego – i czasownikiem rodzaju męskiego wywołało u mnie jakieś spięcie w mózgu. Myszka Miika zrobił - przyznacie, że to dziwnie brzmi. Nie mam pojęcia, jak wygląda proces wydawniczy i jak wyglądają kwestie praw w zakresie tłumaczenia, ale zastawiam się, czy nie byłoby możliwe jakoś zmieć tego imienia, żeby lepiej pasowało do języka polskiego i jego zasad np. Miiki, Miiko.
Czasami warto dawać drugą szansę. Matt Haig zmazał złe wrażenie, jakie pozostawiła jego książka „Wróżka Prawdomówka”.Co prawda nie oczarował mnie aż tak, żeby dostać miano ulubionego twórcy literatury dziecięcej, ale „Myszka zwana Miiką” okazała się przyjemną publikacją. Autor zawarł w niej wiele mądrych „złotych myśli”, czego nie do końca lubię, jednak nie mogę zaprzeczyć, że książka przekazuje dobre wartości. Pozostaje mi tylko zaprosić was do Elfiego Jaru i poznania tej, pachnącej serem, historii.